15
lat minęło, czyli… nie ma (w AA) tego złego, co by na dobre nie wyszło
Przypomina mi się zdarzenie
sprzed prawie pół wieku – kolega z podwórka miał śliczny czerwony rowerek z
bocznymi kółkami; nie umiał jeszcze jeździć bez nich. Miał też ojca pijaka,
który pewnego razu odkręcił mu te boczne kółka i zwyczajnie zamienił na wódkę.
Kiedy piętnaście lat później wspominaliśmy przy piwie dzieciństwo, kolega
uznał, że gdyby ojciec mu tych kółek nie zabrał, pewnie nigdy nie nauczyłby się
porządnie jeździć na rowerze. Dodał nawet ze śmiechem, że w pewnym sensie
powinien być ojcu wdzięczny. Tylko jakoś wesołości w tym śmiechu nie było…
Piętnaście lat minęło, może nawet
kilka miesięcy więcej, ale dla równego rachunku niech już będzie. Pora na
bilans, krótki przegląd tego, co się zmieniło i jak się zmieniło. Chodzi mi o
alkoholików i anonimowych alkoholików, bo dywagacji na temat zmian w polityce,
gospodarce i sporcie, snuć nie zamierzam.
Do poradni odwykowej trafiłem po
raz pierwszy i na krótką chwilę bodajże w 1996, ale „na poważnie” w połowie
1998 roku. Jeśli dobrze pamiętam, w tym okresie pracował w niej jeden lekarz
psychiatra (kierownik tej placówki) i pięcioro-sześcioro terapeutów, co
oczywiście nie znaczy, żeby wszyscy oni byli jednocześnie dostępni, ale to
chyba zrozumiałe. Wtedy była to jedyna poradnia odwykowa w naszym mieście (niestety,
nie pamiętam, czy już wtedy nosiła ona nazwę WOTUW, czyli Wojewódzki Ośrodek
Terapii Uzależnienia od Alkoholu i Współuzależnienia).
Kiedy potrzebowałem pomocy,
przychodziłem tam (ulica Wodociągowa) i zawsze byłem przyjęty – nie
tylko ja zresztą. Owszem, czasem trzeba było w kolejce poczekać, bywało nawet,
że dość długo, ale powtarzam – zawsze przyjmowano mnie tego samego dnia.
Rok 2014. W mieście są trzy
placówki odwykowe, nie licząc prywatnych. Liczba lekarzy i terapeutów
przychodni, którą wspomniałem wyżej, wzrosła przynajmniej trzykrotnie. Na
pierwszy kontakt z profesjonalistą, po zarejestrowaniu się, pacjenci czekają
nawet po kilkanaście dni. Najwidoczniej alkoholików przybywa w Polsce w
zastraszającym tempie – smutne to, ale i przerażające.
1998/9 – pacjenci poradni
odwykowej podpisywali wtedy specjalny kontrakt, w którym – między innymi –
zobowiązywali się do uczestnictwa w mityngach AA. Terapeuci rzeczywiście nas z
tego rozliczali i do korzystania z pomocy i wsparcia AA motywowali. Pierwszego
sponsora we Wspólnocie AA znalazłem, bo tak podpowiedziała terapeutka (i chwała
jej za to), sam bym tego nie wykombinował.
2014 – alkoholik z
kilkumiesięczną abstynencją opowiadał po mityngu, że zapytał swoją psychoterapeutkę,
czy powinien i czy warto uczestniczyć w mityngach AA? Lekceważąco wzruszając
ramionami odpowiedziała: a niby po co? Inny stwierdził, że psychoterapeuci
odwykowi przy pacjentach wypowiadali się drwiąco i ironicznie o Wspólnocie AA.
Ale to przecież tylko alkoholicy, może kłamią, ale akurat tych dwóch słuchałem
osobiście, na oszustów nie wyglądali, ale… Może to ja jestem naiwny i za bardzo
wierzę ludziom.
1998 – na mityngach grup
Anonimowych Alkoholików rotacja była rzeczywiście spora, jednak na co trzecim
spotkaniu (przeciętnie, średnio) pojawiali się nowicjusze. Prawie wszyscy oni
przychodzili na polecenie terapeuty. Ja także; na swój pierwszy w życiu mityng
AA trafiłem zaraz następnego dnia po tej „poważnej” wizycie w poradni
odwykowej, i tylko dlatego, że tak mi sugerowano, zalecano – przecież nie był
to mój własny pomysł.
2014 – w trakcie i zaraz po
mityngu, na którym akurat nie byłem obecny, dostałem dwa esemesy i jeden e-mail
od przyjaciół z informacją: na mityng przyszło dwóch nowicjuszy! Niezrozumiałe?
Od 2-3 lat nowicjusze na mityngach są u nas rzadkością, a dwóch na raz to już
zdarzenie wręcz szokujące. Co jest?! Co się dzieje?! Przecież alkoholików miało
być podobno coraz więcej!
Z różnych miast w Polsce
napływają informacje, jeszcze niezbyt liczne na szczęście, o poradniach
odwykowych albo pojedynczych terapeutach, którzy zabraniają pacjentom,
alkoholikom, uczestniczyć w mityngach grup „programowych” albo grożą wywaleniem
z terapii tym, którzy zdecydują się jednocześnie na pracę ze sponsorem w AA.
Przyznam, że naprawdę chciałbym wierzyć, że to tylko złośliwe plotki.
Cytat z WK:
Praktyka dowodzi, że nic lepiej nie
umacnia niezależności od alkoholu, jak intensywna praca z innymi alkoholikami.
Ten sposób jest zawsze skuteczny. Nawet wtedy, kiedy inne zawodzą. JEST TO
DWUNASTY KROK NASZEGO PROGRAMU. Przekazuj nasze posłanie innym alkoholikom!
Możesz im pomóc, gdy nikt inny już nie potrafi. Możesz sobie zapewnić ich
zaufanie, podczas gdy innym to się nie udaje. Pamiętaj, że są oni bardzo chorzy.
Cytat ze Skrytki 243:
Jeżeli trzeźwość nie rodzi trzeźwości,
oznacza, że jej nie było, albo umarła jak drzewo, które uschło zanim zakwitło,
pozbawione życiodajnego środowiska.
Moje przekonanie:
głównym celem istnienia i działania służb na wszystkich poziomach struktury
Wspólnoty AA jest sprowadzenie alkoholika na mityng.
Miało być o piętnastu latach, bo
tyle sam pamiętam, ale zaryzykuję twierdzenie, że przez czterdzieści lat
funkcjonowania Wspólnoty Anonimowych Alkoholików w Polsce chyba jednak nie
nauczyliśmy się realnie i skutecznie nieść posłania AA, to jest podejmować
określone działania, dzięki którym alkoholicy, którzy wciąż jeszcze cierpią,
trafialiby na mityngi AA. Schowani w swoich przytulnych salkach, udostępnianych
nam darmo albo prawie, bezpieczni (we własnym mniemaniu) podczas zamkniętych
mityngów, z których „wczorajszy” alkoholik był wypraszany, chronieni
regulaminami, przepisami i zasadami zawartymi w rozbudowanych scenariuszach,
łaskawie przyjmowaliśmy do AA nowych, przysłanych z terapii odwykowej. W moim
przekonaniu brutalna prawda jest taka, że przez te wszystkie lata skuteczniej
nieśli posłanie Anonimowych Alkoholików lekarze, terapeuci, a nawet niektórzy
duszpasterze, niż sami anonimowi alkoholicy. Dozgonnie będę profesjonalistom za
to wdzięczny, bo to nie oni, ale my sami popełniliśmy błąd (oczywiście bez
świadomości i złej woli) i powoli zaczynamy za to płacić, i będzie jeszcze
gorzej.
Fantastycznie jest być z Opola i
deklarować, że u nas sponsora nie potrzeba szukać, wystarczy go sobie wybrać,
że sponsorowanie na kilku grupach przekracza 90%. To wszystko prawda. Tyle, że
ma też ona drugą, mniej kolorową stronę – od kiedy terapeuci przestali się
upierać, by ich klienci uczestniczyli w mityngach AA (powodów tego stanu rzeczy
nie znam, może faktycznie, jak twierdzą niektórzy, profesjonaliści zaczynają
Wspólnotę AA postrzegać jako konkurencję, ale… to nie moja sprawa) powoli
zaczyna brakować nam podopiecznych, sponsorowanych; podnoszenie ręki podczas
mityngu, sygnalizujące gotowość do sponsorowania, od dawna już w Opolu nie
wystarcza.
Jeśli ktoś nie widzi problemu,
jeśli – pomimo wcześniejszych cytatów – nie dostrzega realnego zagrożenia,
przytoczę jeszcze trzy z Wielkiej Księgi: Nasze
osobiste życie jako alkoholików zależy od stałego myślenia o innych i o tym,
jak możemy im pomóc /…/ Pomaganie
innym to podstawa twojego zdrowienia /…/
Jeśli nie pomaga innym z pewnością wróci do picia, a jeśli będzie pił z
pewnością umrze.
Pomimo tej ponurej (wydawałoby
się) wizji, patrzę w przyszłość ze spokojem i nadzieją – Anonimowi Alkoholicy
na świecie przetrwali wielką wojnę, upadek berlińskiego muru i ZSRR, w Polsce
przeżyliśmy „komunę”, kryzys, a nawet UEFA Euro 2012, więc i teraz sobie
poradzimy. Nauczymy się, bo po prostu będziemy musieli, samodzielnie już nieść posłanie AA tym, którzy wciąż jeszcze cierpią, nie oglądając się i nie licząc na nikogo, a odpowiedzialność za siebie i rozwój Wspólnoty weźmiemy nareszcie na samych siebie. Chociaż, być może, bez wielkiego zapału.