poniedziałek, 1 września 2014

Notatki sponsora (odc. 036)

Nie jestem zdrowy i nie chcę być zdrowy – usłyszałem na mityngu pełne przekonania słowa – boję się wyzdrowieć i mam nadzieję, że nigdy nie wyzdrowieję, bo to by znaczyło, że mogę wrócić do picia.
Smutno mi się zrobiło i, jak zawsze w takich sytuacjach, pomyślałem o ludziach, dla których najważniejszym objawem zdrowia jest możliwość bezkarnego (bez konsekwencji) przyjmowania etanolu w ilościach hurtowych, a myślenie: jestem zdrowy na umyśle, więc nie robię tego, co mi szkodzi – wydaje się im nie do przyjęcia.

Nieco wcześniej wpadło mi w uszy przekonanie, że absolutnie nie da się wytrzeźwieć w kilka-kilkanaście miesięcy, że jest to po prostu zupełnie niemożliwe. No, cóż… Na sobotnim mityngu „mojej” grupy naliczyłem takich osób co najmniej 6-7, a liczyłem tylko tych, których znam osobiście.

Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki. „Oddaj mi moją żonę”. „Przyjmij mnie znowu do pracy”. „Oddaj mi moje pieniądze”. „Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócić im dotychczasowe zabawki (życie). Tylko tego, niczego więcej. Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia.  Leczenie bowiem jest bolesne i wymaga pracy, wyrzeczeń – pisał Anthony de Mello w „Przebudzeniu”.

Proces zdrowienia z alkoholizmu, który powinien zakończyć się wytrzeźwieniem, niewątpliwie wymaga ze strony alkoholika pewnego nakładu pracy i czynnego udziału, jest też bolesny, nie ma co ukrywać, a na to nie każdy ma ochotę. Jednak stan chorobowy ma jeszcze jeden plus: być wiecznie chorym, niedoleczonym (trzeźwiejącym, a nie trzeźwym), po prostu opłaci się i to nawet bardzo.

Jeśli wytrzeźwiałem, jestem zdrowy (emocjonalnie, duchowo, umysłowo), to w pełni, w całej rozciągłości biorę odpowiedzialność za siebie – na siebie. Biorę odpowiedzialność za swoje zachowania, uczynki, postawy, decyzje i wybory życiowe, często, choć może nie zawsze, za swoje samopoczucie. Jeżeli natomiast zdrowy w pełni nie jestem, może trochę zaleczony, ale – broń Panie Boże! – nie uzdrowiony, trzeźwiejący (w nieskończoność z założenia), a nie trzeźwy, to do pewnego stopnia odpowiedzialność za moje zachowania ponosi choroba.  Do dziś pamiętam karczemną awanturę, jaką zrobiłem przyjaciółce, a później zawiłe tłumaczenie jej, że jestem alkoholikiem, a alkoholizm to choroba emocji, więc… i nie jest to wspomnienie przyjemne.

12 komentarzy:

  1. „…boję się wyzdrowieć i mam nadzieję, że nigdy nie wyzdrowieję, bo to by znaczyło, że mogę wrócić do picia.” – Po co palić mosty, po których można wrócić do picia.
    „…absolutnie nie da się wytrzeźwieć w kilka-kilkanaście miesięcy, że jest to po prostu zupełnie niemożliwe.” – Jeżeli nie zrobię nic, a przecież w AA nic nie muszę, to cytat nabiera rangę prawdy objawionej.
    ”Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki. „Oddaj mi moją żonę”. „Przyjmij mnie znowu do pracy”. „Oddaj mi moje pieniądze”. „Zwróć mi moją wcześniejszą reputację”. Tego właśnie naprawdę chcą” – Tak, tylko dla siebie, siebie. Ale przecież nie jestem egoistą. Oddajcie mi to, co sam sobie zabrałem z nawiązką.
    „…być wiecznie chorym, niedoleczonym (trzeźwiejącym, a nie trzeźwym), po prostu opłaci się i to nawet bardzo.” Mam ochotę na chwileczkę pojęczenia i po użalania się nad sobą – mam prawo bo jestem chory. Nie mogę się stresować, niczym – bo jestem chory. Chcę pozostać chorą dzidzią do końca życia, obrażać się do woli.
    „…odpowiedzialność za moje zachowania ponosi choroba…” – Tak, na pewno jestem dzidzią, bo rodzice ponosili odpowiedzialność za mnie kiedy byłem niepełnoletni, teraz robi to choroba.
    Jestem egoistyczną, chorą na alkoholizm dzidzią, która nie chce dorosnąć, nie chce wyzdrowieć, ma innych pod poziomem morza. Trochę pokwękam, pochlipię, przecież dzidzi nie wolno do niczego zmuszać. Dzidzia jest cacy. Dzidzia nie pije.
    Praca na Programie AA pomaga mi pozbyć się dzidzi w całej jej okazałości, a to „..wymaga ze strony alkoholika pewnego nakładu pracy i czynnego udziału...” Działanie – ku wytrzeźwieniu, zobowiązaniom. Bierność – ku trzeźwieniu, usprawiedliwieniom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjaciel powiedział kiedyś, że Program dużo daje, ale i coś odbiera. Odbiera komfort bezrefleksyjnego użalania się nad sobą i używania wad.

      Usuń
  2. o to to :) w pełni :) -Adam
    P.S Tak sobie myślę.że każdy wybiera co chce, nawet AA i ja staram sie uszanować to,jak chce być "dzidzią" to nią jest i abstynuje choć może wydawać się mu może że to już trzeźwość, jak nie chce pracować nikt go nie zmusza jego wybór może po 10, 20 latach abstynencji zacznie wreszcie pracę albo nie doczeka i będzie abstynował do końca życia, ale i może łatwo zatracić abstynencje i powrócić do bycia czynnym alkoholikiem = śmierć w upojeniu a nie już w abstynencji. Każdy ma swoją drogę życia i trzeźwienia nie każdy musi być trzeźwy , zależy jak wybierze a jak powierzy swoje życie i swoja wolę opiece Boga powinien w końcu trzeźwym się stać choć przed sama śmiercią ale trzeźwym umrze nie w upojeniu czy zakłamaniu abstynencyjnym - a trzeźwość nie jest równoznaczna z wyleczeniem i możliwością powrotu do picia towarzyskiego, bo z alkoholizmu nie można się wyleczyć jak nam wiadomo czego próbują dowieść co niektórzy pseudo terapeuci czy naukowcy ze można ale to kosztuje wiele wysiłku jak pije, to gdzie tu wyzdrowienie i jaki powrót?? to głupota ludzka - moim skromnym zdaniem oczywiscie mogę się mylić lecz wątpię w tym temacie,

    OdpowiedzUsuń
  3. „…bo z alkoholizmu nie można się wyleczyć jak nam wiadomo…” Moim zdaniem z alkoholizmu można się wyleczyć. Wspólnota posiada na to lekarstwo – Program AA i na wstępie komunikuje wszem i wobec co robi: „Anonimowi Alkoholicy są Wspólnotą mężczyzn i kobiet, którzy dzielą się nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, aby rozwiązać swój wspólny problem i pomagać innym w wyzdrowieniu z alkoholizmu.” Oczywiście Wspólnota nie nauczy pić kontrolowanie, ani w żaden inny sposób „bezkonsekwencyjny”.
    „Siedzenie” w AA i nie podjęcie jej oferty jest czynem równie nierozważnym, jak nie zwolnienie linki spadochronowej przez skoczka, który przypomni sobie powiedzenie AA ‘”Nic nie musisz”. Abstynencje przyrównałbym do skoczka, który nie otworzył spadochronu i niechybnie czeka na katastrofę.
    „Prawdopodobnie część osób uzależnionych poprzestaje na zdemaskowaniu mechanizmów choroby alkoholowej i na określonych zmianach zachowań wobec alkoholu, mając nadzieję, iż to wystarczy, by odzyskać trwałą trzeźwość. W tej sytuacji abstynencja jest motywowana głównie lękiem, a nierozwiązane problemy egzystencjalne powodują w dalszym ciągu duże napięcia emocjonalne. Alkoholik jest wtedy "suchy", to znaczy, że jedynie powstrzymuje się od picia alkoholu, ale nie dokonują się w nim istotne przemiany, które są konieczne do wejścia na drogę trzeźwego życia. Zwykle pojawią się wtedy wpadki i kolejne nawroty picia.”
    cytat zaczerpnięty z: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/odzyskiwanie_trzezwosci.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Na jednym z mitingów jeden z weteranów powiedział, że czuje się osobą trzeźwą, tzn wytrzeźwiał. Kilka osób pokręciło z dezaprobatą głową... Znam go i wiem, że ma powody by tak mówić, natomiast nie rozumiem, jak można mieć 25 lat abstynencji i mówić, że jeszcze się nie wytrzeźwiało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówić można wszystko... Pewnie też bym tak mówił do dziś, gdyby w czwartym roku abstynencji Program się o mnie nie upomniał.

      Usuń
  5. Dziękuję Meszuge, dziękuję komentującym. TO jest niesienie posłania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet nie chce mi się za bardzo tego komentować. też słyszałem takie teksty, że nigdy nie wyzdrowieje i do końca życia głody i nawroty. Mi nie jest smutno jak to słyszę tylko trafia mnie szlag!:) Poza tym to żałosne jak stary koń 30 lat abstynencji czy też 25 nie wytrzeźwiał.To są jakieś idiotyzmy. Niestety koniec może być smutny czyli zapicie i śmierć

    OdpowiedzUsuń
  7. Brzydziłam się słowami "odpowiedzialność", "obowiązek", konsekwencje". Tak, byłam dzidzią w całej okazałości. A potem stało się coś dziwnego - poczułam, że cena za bycie dzidzią, za ciągłe unikanie odpowiedzialności jest cholernie wysoka. Dziś zdecydowanie bardziej opłaca mi się ponoszenie konsekwencji, zwłaszcza że odkąd wiem, że je poniosę, odkąd przestałam się migać, już innych wyborów dokonuję. Ale zanim to się stało, zanim życie mnie do tego zmusiło, bałam się, myślałam całkiem serio, że to mnie zabije.

    OdpowiedzUsuń
  8. A mnie często przeraża jedno we Wspólnocie.Ci, co "łyknęli" Programu, pracują na nim, żyją nim, niejednokrotnie (być może z dobrego serca) odpychają tych, którzy zaledwie przychodzą na mitingi.Zrodziła się cała "kasta" nauczycieli i wieszczów straszących pozostałych "nieudaczników" : nieuchronnym zapiciem czy brakiem komfortu życiowego (bo jak go mieć nie robiąc Programu?)
    NIE WOLNO STRASZYĆ, NIE WOLNO! Raczej ZACHĘCAĆ, z empatią.
    Wspólnota jest sprawą dobrowolną. Ludzie przychodzą tu z różnych powodów, głównie dlatego, że NIE CHCĄ PIĆ. Czy to mało? A może bardzo dużo! Pamiętajmy, że Wspólnota AA to jakby szkoła zbiorcza. Tyle,że nie wszyscy chodzą do tej samej klasy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celna uwaga. Dziękuję.
      Co zrobić, żeby - niechcący, a nawet działając w dobrej wierze - nie odpychać, nie zrażać?

      Usuń
  9. W AA nikt nikogo do niczego nie zmusi. Straszenie jest zbyteczne. Alkoholik sądzi, że wie co dla niego lepsze. Jeżeli chce tylko nie pić, to tylko nie pije. Nie wiem czego taka osoba się boi, jeżeli usłyszy, że sama abstynencja wydaje się dużo za mało, aby na trwałe uwolnić się od alkoholizmu. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć uczucia osoby, która usłyszy, że jeżeli nie będzie pracowała na Programie to zapije. Ja też kiedyś usłyszałem, że jeżeli nie przyjadę do AA to sam sobie z piciem nie poradzę. Uznałem to za pewien sposób zastraszania. Teraz wiem, że przekazywano mi doświadczenie innych alkoholików z kilkudziesięciu lat. Ja sam odbierałem to jako strach. Później wiedząc, że alkoholizm to choroba wielu płaszczyzn zrozumiałem, że nie picie to nie jest cel w sam w sobie. Nikt nie musiał mnie już straszyć. Sam zacząłem się bać. Że się nie zmieniam pomimo nie picia, że dalej pojawiają się myśli samobójcze etc. Powodowany strachem sięgnąłem po rozwiązanie – Program AA – lek działający na chorobę alkoholową, wyciągnąłem rękę po to co zbudowali przez długie lata i propagują Anonimowi Alkoholicy. Myślę, że ktoś kto pojął istotę Programu AA będzie daleki od jakiekolwiek straszenia, raczej przekaże swoją wiedzę i doświadczenie w sposób spokojny i wyważony. „Ludzie przychodzą tu z różnych powodów…” Osoby pracujące ze sponsorem również robią to z różnych powodów, pojawia się nawet motyw tzw. mody na sponsora. Sama praca na Programie AA nie czyni lepszym, wyjątkowym. Dopiero efekty tej pracy świadczą o danej osobie o jej dojrzałości i sposobie podejścia do innych.

    OdpowiedzUsuń