sobota, 12 września 2020

Notatki sponsora (odc. 126)

Uczestniczyłem niedawno w ciekawym mityngu AA. Przynajmniej tak się wydawało, że AA. Zaczęło się bardzo dobrze – tematem były określone Kroki i Tradycja, ale też ważny dla mnie cytat z WK, zaczynający się od stwierdzenia: Egoizm, egocentryzm, koncentracja na samym sobie!…  To właśnie jest, jak sądzimy, zasadnicze źródło naszych kłopotów [WK str. 52]. Był też temat dotyczący miłości. Super! Tylko, że…

Przez godzinę prawie zebrani z przejęciem i przekonaniem mówili o tym, jak ważne jest rozpoznawanie i nazywanie uczuć i emocji, jak podkreślali to na zajęciach grupowych psychoterapii odwykowej, jak zwracała uwagę na te uczucia i emocje psychoterapeutka, jak ważne to jest według psychoterapeuty itd. itp. Gdyby nie temat mityngu, może nie byłoby to tak rażące, ale zebrani najwyraźniej zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że takimi przekonaniami afirmują właśnie owo niebezpieczne koncentrowanie się na sobie.

Jakoś udało mi się przemycić pytanie, czemu niby te uczucia i emocje, a jeszcze bardziej właściwe rozpoznawanie ich i nazywanie (zgodnie z jakąś tablicą, którą niektórzy z nich widzieli u psychoterapeuty), jest tak ważne, do czego to ma służyć, po co? Wyszło na to, że to nieustanne koncentrowanie się na swoich uczuciach oraz właściwe ich nazywanie jest wyjątkowo ważne, ale nikt właściwie nie wie, po co.

Dawno, dawno temu, usłyszałem, że jeśli już koniecznie chcesz porozmawiać o swoich uczuciach, detalicznie omówić swoje emocje, to idź na psychoterapię, bo my w AA się tym nie zajmujemy. Rozumiem to, mam podobne zdanie. Program AA, który jest siłą Wspólnoty i nadzieją dla alkoholików, jest programem działania, a nie nieustannego koncentrowania się na sobie, swoich uczuciach i emocjach. W czym niby miałaby pomóc alkoholikowi żmudna nauka właściwego nazywania tych uczuć i emocji?

Przypomniałem sobie, dotyczące jakby tego tematu, wydarzenie z własnej przeszłości. Krążyłem po sklepie ze schowaną przemyślnie płytą DVD. Wydawało mi się, że nikt mnie nie widział, gdy zabierałem ją z półki i chowałem, ale bałem się, że może być ona elektronicznie zabezpieczona i bramka ochroniarzy zacznie wyć, gdy spróbuję się z płytą wymknąć ze sklepu. Ano właśnie – bałem się! To teraz były dwie opcje:

a) Zacznę rozważać, czy to, co czuję, to strach, czy lęk? A może obawa? A może niepokój? A może... I czy powinienem się bać, że niewłaściwie nazwałem swoje uczucie?

b) Działanie – odniosę płytę na miejsce, zrezygnuję z kradzieży i tym samym automatycznie i natychmiast przestanę się bać.

Nie opowiedziałem o tym wydarzeniu na mityngu. Nie starczyło czasu? A może nie było komu i po co? Sam już nie wiem. Tylko zastanawiam się, czy jako sponsor, powinienem mityngi tej grupy polecać nowicjuszom, podopiecznym…

A co do uczuć – Program nauczył mnie dwóch rzeczy, po pierwsze, jeśli jestem trzeźwy, to uczucia i emocje mam odpowiednie do sytuacji (np. nie śmieję się na pogrzebie), a po drugie, że wyrażając te swoje uczucia i emocje nie mogę nikogo krzywdzić. Amen.

4 komentarze:

  1. Cieśla, który chce dobrze robotę wykonać, musi wpierw Naostrzyć Swe Narzędzia - Konfucjusz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś jeden z przeterapeutyzowanych (do dzisiaj zresztą) kolegów, spytał mnie:
    - a gdzie ty odczuwasz złość?
    Domyślając się o co mu chodzi, ze śmiechem odparłem:
    - wszędzie
    Ale kolega drążył:
    - ale w piersiach, czy w brzuchu?
    A ja znowu ze śmiechem:
    - w brzuchu to może odczuć obiekt mojej złości.

    Takie były u nas mityngi odbywające się w ośrodku terapii, przychodzili także ludzie przed wizytą u terapeuty lub po niej, potrzebowali głownie pieczątki dla terapeuty. Na mityngu opowiadali o terapii, głosach, pracach które piszą...
    Na życzenie publiczności częstym tematem mityngu było "Jak sobie radzę ze złością?".
    Nasi lokalni weterani w poczuciu "dzielenia się" perorowali po pół godziny każdy. Głównym wnioskiem jak radzą sobie ze złością, było to, że po sześciu, dziesieciu i piętnastu latach nie radzą sobie zupełnie. "Ale pracuję nad sobą", padało na końcu... Hahaha...
    Na zrobienie z tego mityngu AA i choćby przeczytanie stosownego fragmentu z WK nikt nie wpadł z prostego powodu, WK jeszcze przez wiele lat nie było na mityngach.
    A potem były głosowania, czy na mityngach Anonimowych Alkoholików wolno czytać literaturę Anonimowych Alkoholików...
    Zresztą do dzisiaj są takie grupy, na których Nowicjusz dowiaduje się tylko jednej rzeczy - że ma iść na terapię. Czasami z jakże dodatkiem, "bo nic nie zrozumiesz, o czym my tu mówimy".

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli grupa AA zachęca nowicjusza do terapii a nie Programu AA to przywłaszczyła sobie nazwę.
    Ziben, u mnie było to samo – jak radzić sobie ze złością był tematem dyżurnym na dwóch grupach. Zgłaszał go ten sam człowiek.

    Rozprawianie o uczuciach i emocjach przypomina mi szkołę i pytanie: co autor miał na myśli – bo nauczycielowi się wydaje że wie, albo tak go nauczyli. Uczucia i emocje mam odczuwać ! a nie nad nimi rozmyślać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem we Wspólnocie już naprawdę długo i od samego początku prowadzac mityngi, przygotowuję się do nich, poprzez podanie tematu kroków lub tradycji i wprowadzenie czytając fragment z literatury. Przeważnie przerywam wypowiedzi odbiegające od tematów. Celina

    OdpowiedzUsuń