sobota, 27 stycznia 2024

Chyba szkoda mi na to czasu

Kiedy zacząłem uczestniczyć w mityngach, kwestii ewentualnego całkowitego wyleczenia się z choroby alkoholowej, to jest powrotu do stanu sprzed zachorowania, nie rozważał nikt. Polska wersja AA była całkowicie podporządkowana przekonaniom terapeutów odwykowych, a ci orzekli, że alkoholizm jest nieuleczalny. Lekarze używali raczej pojęcia choroba trwała, ale… mniejsza z tym.

Zdaję sobie sprawę, że w środowisku niepijących alkoholików wiele jest osób, dla których określenie alkoholik nie jest zwyczajną diagnozą, ale czasem i pomimo wielu już lat abstynencji, najwyraźniej pozostało plugawym wyzwiskiem, obelgą, poniżeniem – typowy brak akceptacji rzeczywistości. Rozumiem też i nie dziwię się, że w tej sytuacji osoby te gotowe są zrobić naprawdę wiele, by się tego okropnego piętna w jakikolwiek sposób pozbyć. To akurat byłoby bardzo proste, bo wystarczyłoby przestać o swoim alkoholizmie mówić, sobie i innym stale przypominać, i w taki sposób publicznie się przedstawiać. Natomiast jeśli do tego obniżonego poczucia własnej wartości, spowodowanego alkoholizmem, mają takie osoby nieodparte pragnienie zaistnienia, wywarcia wrażenia, wzbudzenia podziwu i zainteresowania, i mogą tego szukać tylko w środowisku AA, to pojawia się gotowa recepta na wojującego AA-owskiego fanatyka.

Gdy postrzeganie rzeczywistości wywołuje przykrość, wtedy poświęca się prawdę – Zygmunt Freud.

Kiedy po kilkunastu latach pomysły na całkowite wyleczenie zaczęły się u nas pojawiać, usłyszałem o sposobie na udowodnienie takiej wersji. Wielu alkoholików wie z doświadczenia, że jedno lub dwurazowe zapicie nie dowodzi niczego – głód alkoholowy, łaknienie nie do opanowania, ciąg alkoholowy, mogą się pojawić, ale nie muszą. Więc pojawił się inny sposób na sprawdzenie: alkoholik, który twierdzi, że już jest zdrowy, kupuje trzy litry wódki i stawia je na stole, na widoku. Przez miesiąc, każdego dnia, wypija setkę. Nie mniej i nie więcej. Jeżeli ten eksperyment się powiedzie, to z radością (i odrobiną zazdrości) pogratulujemy wyleczonemu człowiekowi.

Nie lubimy nikogo uznawać za alkoholika, ale szybko możesz zdiagnozować się sam. Wstąp do najbliższego baru i spróbuj pić w sposób kontrolowany. Spróbuj się napić i nagle przestać. Spróbuj więcej niż jeden raz. Zadecydowanie, czy jesteś uczciwy wobec siebie samego w tej kwestii, nie zajmie ci wiele czasu. [WK z 2018 roku]
Podkreśliłem to zdanie, na którym pomysłodawcy zbudowali wyżej opisany eksperyment.

Kilkanaście razy, podczas jednej z wielu dyskusji o całkowitym wyleczeniu, kilku zwolennikom teorii pełnego wyzdrowienia z alkoholizmu zadałem pozornie proste pytanie: czy teraz, po tych wszystkich terapiach, zlotach radości i rozmaitych warsztatach, po latach abstynencji i tysiącach mityngów, nadal jesteś bezsilny wobec alkoholu? Odpowiedzi albo nie było w ogóle, albo agresja, złośliwości i wyzwiska, albo słyszałem jakieś mętne przekonania, nie zbudowane na żadnym doświadczeniu.

W Wielkiej Księdze napisano: Widzieliśmy, wciąż i wciąż, tę samą prawdę: „Kto raz stanie się alkoholikiem, pozostanie nim na zawsze”.
Oczywiście napisano w niej też coś zupełnie innego, ale to świadczy jedynie o tej książce, a nie o życiu, faktach i rzeczywistości.

Nazywają mnie Meszuge, jestem alkoholikiem – w chwili obecnej alkohol nie stanowi problemu w moim życiu. Nie walczę już z alkoholem, nie walczę z alkoholizmem, nie walczę też z określeniem alkoholik. Już nie muszę, nie odczuwam takiej potrzeby. Zmarnowałem w życiu mnóstwo czasu, więc… będzie dosyć.
Już od wielu lat znaczenie ma dla mnie realna jakość życia, duchowego, ale nie tylko, a nie etykietki stanowiące jedynie przekonania zbudowane na rojeniach i wierzeniach, bo przecież nie na faktach. Innymi słowy i zdecydowanie bardziej dosadnie: guzik mnie obchodzi, czy jesteś alkoholikiem, byłym alkoholikiem, człowiekiem wyleczonym, uzdrowionym, zdrowiejącym, trzeźwiejącym, czy jak tam sobie chcesz – liczy się tylko jakość twojej więzi z Bogiem, bliskimi i innymi ludźmi oraz pomoc, jakiej chcesz, możesz, potrafisz im udzielić.

Jest tylko jeden pewny sprawdzian wartości jakiegokolwiek doświadczenia duchowego: „Po owocach ich poznacie ich” (Bill W.).

1 komentarz:

  1. Kiedy zrozumiałem, że od 30 lat w PLAA dyskusja toczy się w sumie zawsze i dokładnie o to samo, przestałem przeznaczać na to czas. To samo, czyli poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: czy alergik, który nie ma kontaktu z alergenem (a więc w tym momencie nie ma żadnych objawów alergii), jest chory czy zdrowy?
    A dyskusje te nie mają sensu, bo od lat mamy różne przekonania na ten temat, więc po co się w nie angażować?

    OdpowiedzUsuń