Miałem zapewne z kilka miesięcy
abstynencji, gdy wybrałem się z kolegami z grupy do OLO (Ośrodek Leczenia
Odwykowego) w Woskowicach Małych, gdzie sam poddawany byłem psychoterapii
odwykowej, nieść posłanie. Aż żal było patrzeć na zebranych na sali
nieszczęśników z kilku- kilkunastodniową abstynencją, więc z zapałem
opowiadałem im o urokach trzeźwego życia. Nie tylko ja zresztą, bo pojechaliśmy
tam we czwórkę.
Podczas długiej drogi powrotnej
(ponad 70 km kiepskich dróg) opowiadaliśmy sobie z kolegami, jak to sami
zaczynaliśmy, w jak kiepskim stanie byliśmy, w jak dobrym jesteśmy obecnie.
Dumni byliśmy z siebie i zadowoleni, że niesiemy posłanie AA.
Po tej wyprawie zauważyłem, że
lepiej się czuję, podniosła się moja samoocena, bardzo współczułem biedakom w
OLO (z czasem zorientowałem się, że współczucie pomyliło mi się z litością),
ale satysfakcję sprawiło mi to wspólne przedsięwzięcie w duchu AA. Tak więc
skorzystałem z następnej okazji i znowu pojechałem do OLO. Też było fajnie, też
dobrze się czułem, ale już nie aż tak bardzo, jak za pierwszym razem. Przegadaliśmy
to w aucie (kolegi, bo moje dawno zostało sprzedane) i wyszło nam, że ci
niewdzięcznicy jakoś mniej entuzjazmu okazywali w związku z naszymi
wypowiedziami.
Po tej wyprawie miałem też kilka
wątpliwości, ale tak mglistych, jakby nieuchwytnych, że nawet nie wspomniałem o
nich kolegom.
Trzeci raz wybrałem się do
Woskowice kilka miesięcy później. Tym razem jakoś mniej skupiałem się na
mizernym wyglądzie nowicjuszy, a bardziej na swoich reakcjach i emocjach.
Reszty dopełniły rozmowy w aucie, gdy wracaliśmy, ale tym razem słuchałem, nie
gadałem.
Trzeba było jeszcze doby
rozmyślań prowadzonych z bezwzględną uczciwością wobec siebie, żebym odkrył
bardzo niefajną rzecz: ja tam nie jeździłem dla nich, ale dla siebie.
Porównanie się z nimi, samo ich istnienie, wygląd, zachowanie, sprawiało, że
dobrze się czułem. Oni tam miotali się z niepokoju, nie wiedzieli, co z
rodziną, co z pracą, co w ogóle z nimi będzie dalej, targały nimi dziesiątki
wątpliwości, ale ja byłem już przecież w całkiem innym miejscu. Oni tam, biedacy,
zostaną, a ja za godzinę lub dwie, wsiądę do wypasionej fury (co z tego, że kolegi)
i wrócę do swojego domu, do swojej pracy, do swoich zaawansowanych terapii. Nie
trzeba było o tym mówić, to po prostu był fakt. Czułem się od nich lepszy. Jasne, wmawiałem sobie, że niczym się nie różnimy, że jeszcze niedawno też tam byłem w
podobnym, pożałowania godnym stanie, ale to niewiele pomagało.
Nie pojechałem do OLO przez
następnych dziesięć lat.
Pewnego razu, nie aż tak dawno w
sumie, zorganizowaliśmy spotkanie informacyjne dla pracowników różnych
instytucji pomocowych i policji. Zainteresowanie było spore, dużo pytań,
materiały, które przywieźliśmy, rozeszły się błyskawicznie; uczestnicy prosili
o więcej broszur i ulotek, dopytywali o kolejne spotkanie.
Pewnego razu byłem na spotkaniu
informacyjnym zorganizowanym z kuratorami sądowymi. Zainteresowanie było spore,
trochę pytań, materiały, które przywieźliśmy, rozeszły się błyskawicznie;
uczestnicy prosili o więcej broszur i ulotek, dogadywaliśmy termin kolejnego
takiego spotkania.
Pewnego razu byłem na mityngu
informacyjnym dla księży zorganizowanym przy okazji jakiegoś ich spotkania dekanalnego. Zainteresowanie
było ogromne, mnóstwo pytań, materiały, które przywieźliśmy, rozeszły się
błyskawicznie; uczestnicy prosili o więcej broszur i ulotek, dopytywali o
kolejne spotkanie.
Podczas żadnego z tych spotkań
nie czułem się szczególnie dobrze. Rozmawiałem z ludźmi (z założenia) trzeźwymi,
zdrowymi, dorosłymi, odpowiedzialnymi, dla których ja byłem raczej
reprezentantem tej drugiej strony. Owszem, gratulowali abstynencji, ale i oni,
i ja, wiedzieliśmy, że to nie musi być stan trwały. Nie ma gwarancji, że
następnym razem policja, psycholog z MOPS-u, kurator, może się mną zainteresować
z zupełnie innych powodów, typowych zresztą dla ich profesji.
Żadnego z tych przedsięwzięć
Anonimowi Alkoholicy u nas nie kontynuowali. Nie było żadnych dalszych spotkań,
nie dowieźliśmy nawet ulotek, choć o nie prosili. Maksimum sił, środków, czasu,
pieniędzy, poszło na więzienia i więźniów oraz odrobinę na ośrodki odwykowe.
Wspólnota AA powołała specjalnych koordynatorów do niesienia posłania do
więzień i aresztów, organizuje niezliczone warsztaty niesienia posłania do
więźniów. Ciekawe dlaczego tak bardzo w Polsce Wspólnota AA zafiksowała się na
więzieniach i więźniach…
Często,
gdy robimy przegląd dnia, jedynie bardzo wnikliwa analiza może wydobyć na jaw
nasze rzeczywiste motywy. Zdarzają się jednak przypadki, gdy w grę wchodzi nasz
odwieczny wróg - racjonalizacja, czyli samousprawiedliwienia, które wybiela
nasze ciemne postępki. Ulegamy wtedy pokusie uwierzenia, że postąpiliśmy w imię
słusznych racji i motywów, chociaż wcale tak nie było. („Jak to widzi Bill”)
Aa to kto? Jacyś ONI? Jakieś AA? BSK?
OdpowiedzUsuńAa to ja.
Samo się nie zrobi.
Informację publiczną można (i trzeba) robić także z poziomu grupy. Tak jak w USA.
Sporo lat chyba ja sam sobie wmawialem, że to ONI w intergrupie, w regionie w Warszawie powinni. Bo ONI to mądrzejsi, bardziej doswiadczeni, bo to ICH obowiazek.
Tyle, że ONI nie chcieli.
Od kilku lat wraz z grupą macierzystą robimy informację publiczną. To rownież jeden z efektów poddania się pod program.
Opieka społeczna, policja, kuratorzy, terapeuci, księża, cerkiew, zbory, Lgbt, bezrobotni i wysoko funkcjonujący, placówki medyczne. Zdeklarowani alkoholicy (detoks i oddziały) oraz reszta spoleczenstwa. Spotkania informacyjne, ulotki, plakaty.
I... I ONI się obudzili. Od chyba pięciu lat odbywają się Ogólnopolskie Warsztaty Informacji Publicznej, gdzie dzielimy się tym co zrobiliśmy i tym co możemy zrobić.
Impuls poszedł oddolnie (odgórnie) jako, że to grupa jest najwyższą władzą.
A zakładu karnego próbowałem, ba, bardzo mi zależało. I zrezygnowałem. W innych miejscach jestem znacznie bardziej użyteczny.
Powiem rzecz może kontrowersyjną, ale moją własną - ludzie w ZK nie muszą ratować swojego życia, oni są w najbardziej komfortowej sytuacji pod słońcem. Sponsorowalem osobę w ZK, ale nie czułem od niej determinacji lecz znudzenie.
Łatwiej ocenić skazanego, niż zacząć od siebie. Z czego wynikało jego znudzenie? Może z twojej nieumiejętności przekazu?He, he
UsuńHehe
UsuńA coś ze swojego doświadczenia miałbyś do powiedzenia w temacie?
Bo konsultacji społecznych nie prowadzę hehe
To też jest dla mnie fascynujące w obserwacjach w AA, że ci zalęknieni, bojący się oceny innych ludzi, piszczą wiecznie "nie oceniaj, nie oceniaj", a sami nic innego nie robią, tylko wydają oceny swojej głowy.
UsuńPo co, skoro to bezskuteczne i jak widac nie podnosi ich własnej samooceny.
Na kompleksy polecam program, fanów nue szukam. Nawet nie próbuj.
To też jest dla mnie fascynujące w obserwacjach w AA, że ci zalęknieni, bojący się oceny innych ludzi, piszczą wiecznie "nie oceniaj, nie oceniaj", a sami nic innego nie robią, tylko wydają oceny swojej głowy.
UsuńPo co, skoro to bezskuteczne i jak widac nie podnosi ich własnej samooceny.
Na kompleksy polecam program, fanów nue szukam. Nawet nie próbuj.
Nie mam lęków przed krytyką czy oceną, dlatego oceniam i krytykuję. Piszę tylko to, co chcę nie zapominając języka w gębie.
UsuńPrzyznam, że nie widzę nic złego w dawaniu świadectwa "swoim" czyli innym chorym, byciem dla nich drogowskazem- chyba o to chodzi, żeby tego nie zostawiać dla siebie tylko się podzielić. Ale faktycznie trochę się na tych najprostszych zadaniach my, wspólnota zawiesiliśmy. Dziękuję Ci za ten artykuł bo teraz zrozumiałem jaka jest "waga" duchowa pewnych zadań. Szkopuł tkwi w trudzie duchowym. Raz, drugi pójść na Terapię lub do ZK jako Aowiec i można tam chodzić do bólu tylko, że faktycznie śmiga się po powierzchni- teraz rozumiem. Dziękuję i pozdrawiam Piotr
OdpowiedzUsuńKażdy z nas ma wolną wolę, możemy wybierać, czy wzniesiemy się na nowy poziom, czy też odpadniemy z gry jak dinozaury.
OdpowiedzUsuńNiesienie posłania AA do Zakładów Karnych ma, niestety, swoją ciemną, skrzętnie pomijaną stronę.
OdpowiedzUsuńTowarzyszą temu samobójstwa niosących posłanie alkoholików.
Całymi latami były to sporadyczne przypadki, jednak kilka lat temu zjawisko to osiągnęło szczyt w bardzo krótkim czasie.
Ciekawy jest przyoadek jednej z intergrup, takiej "wybitnej" w działaniach w ZK, gdzie doszło do trzech samobójstw w odstępie kilku miesięcy. Dwie osoby to weterani całymi latami robiący w ZK za guru i nawet nazywani terapeutami (co potwierdza, że nie z tego powinnismy czerpać siły do życia).
Trzeci przypadek to młoda osoba, która bardzo szybko po dołączeniu do AA, pod naciskami sponsora i starych wyjadaczy, została obciążona obowiązkami przekraczającymi jej odporność psychiczną.
Naciski na nowicjuszy, by natychmiast zaczęli "pomagać" (tzw. sugestie), chęć zadowolenia sponsora i "braci i sióstr" (tak niektórzy w AA nazywają siebie i innych), brak wsparcia psychologicznego i duchowego skutkuje samobojstwami. W części regionów jest tak duża presja na utrzymanie obecności AA w ZK, że całymi miesiącami, tydzień w tydzień chodzi tam jedna samotna osoba. To ogromne obciążenie.
To ogromne obciążenie i pokusa. Nie wiem, czy każdy odwiedzający więzienia alkoholik, jest w stanie jej sprostać.
UsuńW AA rotacja często jest pozorna, a właściwie pozorowana.
UsuńZa to w zespołach do spraw Zakładów Karnych rotacji nie ma żadnej. Łącznicy są łącznikami całe dziesięciolecia. Osoby do kontaktów z pracownikami konkretnego ZK są panami na folwarku. Nie dopuszczają nikogo nowego, blokują zmiany, zamieniają mityngi we własne jęczydupstwo, ukrywają istnienie programu AA.
Oczywiscie nie wszędzie.