Jest dobrze. Nawet czterdziestu lat
nie trzeba było, żebyśmy się zorientowali, że chadzanie po mityngach to może
jednak nie wszystko, co Wspólnota AA ma do zaoferowania, że jest tu jakiś
Program i – niezbędne w przypadku potrzeby jego realizacji – sponsorowanie. Na
razie wszystko to dzieje się może jeszcze trochę chaotycznie, ścierają się szkoły i
mody, rodzą różne style i trendy, ale to też dobrze, bo siłą Wspólnoty AA jest
różnorodność i wiele się można nauczyć, doświadczyć, przeżyć właśnie teraz.
Mogę sobie bagatelizować opinie osób,
które mają przekonania dokładnie takie jak moje, ale w przypadku odmiennych,
staję się bardziej uważny, staram się przemyśleć, dowiedzieć, poznać,
zrozumieć, bo wiem już, że moja głowa może mnie oszukiwać, że racji mieć nie
muszę. W taki właśnie sposób moje szczególne zainteresowanie wzbudziły
doświadczenia kilku sponsorów zawarte w stwierdzeniu: podopiecznym przekazuję to i tylko to, co dostałem od swojego sponsora,
nic więcej, nic od siebie. Ponad rok mi to zajęło, ale w chwili obecnej (bo
ja też mogę z czasem zmienić zdanie!) jednak nie jest to moje przekonanie czy
doświadczenie.
Wydaje mi się, racji mieć nie muszę,
że przekazywanie podopiecznym tylko tego, co się samemu od sponsora otrzymało,
wynikać może z dwóch powodów:
1. Na samym początku sponsorowania,
przy pierwszych dwóch-trzech podopiecznych, jest to zapewne naturalne i
zrozumiałe, ale jeżeli dziesięć lat później nadal przekazuję to samo, to może
przez wszystkie te lata niczego nowego się nie nauczyłem, nie rozwijam się,
niczego nowego nie doświadczyłem, a jeżeli nawet tak, to nie wyciągam z tych
doświadczeń wniosków. Bo trudno chyba założyć, przy całym szacunku dla mojego
sponsora, że jest on sponsorem absolutnie idealnym i najlepszym na świecie dla
każdego alkoholika. Założenie to wydaje się mało realne, a nawet zupełnie
nieprawdopodobne.
2. Strach i egocentryczny lęk. Prawie
całe życie, bo to najpierw małe dziecko, a później czynny alkoholik, byłem
człowiekiem nieodpowiedzialnym. Może więc nic dziwnego, że nadal, zupełnie
odruchowo, a nawet automatycznie, unikam jakiejkolwiek odpowiedzialności?
Jeżeli swojemu podopiecznemu przekazuję tylko i wyłącznie doświadczenia mojego
sponsora, to chyba wszelka odpowiedzialność spoczywa na nim, nie na mnie, czyż
nie?
Przekazując tylko to, co ostałem, mogę
mieć nadzieję, że mój podopieczny nie okaże się z czasem ode mnie trzeźwiejszy,
bardziej przebudzony, w jakiś sposób „lepszy”, nie wyrośnie ponad mnie w naszym
środowisku, na przykład grupie AA. Niepiękna to postawa, na pewno, ale jakże
ludzka.
Wspólnota AA działa prawie
osiemdziesiąt lat. Być może właśnie dlatego, że nieustannie rośnie skarbiec
naszych doświadczeń dotyczących Kroków, Tradycji, ich rozumienia, zastosowania,
sposobów i metod realizacji Programu. Gdyby alkoholicy przez cały ten czas
niczego nowego się nie nauczyli, nie wyciągali wniosków z własnych doświadczeń,
Anonimowych Alkoholików już by pewnie nie było.
Nigdy
nie obawiajmy się pożądanych zmian. Oczywiście musimy odróżniać zmiany na
gorsze od zmian na lepsze. Gdy jednak potrzeba zmiany - w pojedynczym
człowieku, w grupie AA czy w całej wspólnocie - staje się wyraźnie widoczna nie
możemy pozostać bezczynni. Istotą wszelkiego wzrostu i rozwoju jest gotowość do
zmian na lepsze i gotowość do wzięcia na siebie odpowiedzialności za
konsekwentne ich wprowadzenie - „Jak to widzi
Bill”.
Ja nie umiem trafić na właściwą osobę. Zresztą za krótko to trwa... nie jest łatwo. Nawyki są diabelnie trudne do nadpisania. Polecam książkę Siła Nawyku - duża część poświęcona jest fenomenowi AA.
OdpowiedzUsuńPogody Ducha
Łatwo nie jest, to prawda, ale... nie jest to niemożliwe.
OdpowiedzUsuń