Zastanawiałem się, czy w poprzednim artykule
o sztucznych problemach generowanych przez alkoholików we Wspólnocie AA w
Polsce, nie przesadziłem, nie zaprezentowałem zbyt czarnej wizji… Może nie jest
aż tak źle, może mi się wydawało, może to ta pogoda… Wtedy zadzwonił telefon.
Później dostałem dwa SMS-y, parę e-maili, następnego dnia znowu jakieś
telefony. Trwało to ze trzy dni, a dzięki moim rozmówcom zorientowałem się, że
w AA pojawił się kolejny bardzo poważny problem.
- Czy my w AA mamy prawo, możemy, wolno
nam itp. bo sformułowania bywały różne, a więc, czy mamy prawo używać
określenia „nowa Wielka Księga”? Bo ktoś to może źle zrozumieć, ktoś coś sobie
pomyśli, i czy nie lepiej byłoby mówić „stara Wielka Księga w nowym wydaniu”
albo „czwarte polskie wydanie Wielkiej Księgi”? Wersja z listopada 2018 raczej nie jest czwartym wydaniem ani czwartą edycją, ale co tam!
Postanowiłem pomyśleć trochę, zanim coś
napiszę/odpiszę/odpowiem. Wykąpałem się – po kąpieli zawsze się czuję jak nowy,
choć jestem już stary. Ubrałem nowe skarpetki – to znaczy stare, bo kupione
ponad pół roku temu, ale nigdy jeszcze nie noszone. Zaparzyłem nową yerba mate,
ale w sumie to starą, bo dostałem ją już jakiś czas temu, przejrzałem nową
„Alkoholiczkę” Miki Dunin, to znaczy nowe wydanie z inną okładką, bo tam nieźle
szuka mi się natchnienia, i ostatecznie doszedłem do wniosku, że nie… Nie
przesadziłem, nie widzę niczego zbyt pesymistycznie, a pogoda nie ma tu nic do
rzeczy.
Alkoholizm to straszna psychiczna choroba!
I to wszystko. Teraz muszę poczytać nową
Wielką Księgę, bo jutro zaczyna się u nas Warsztat Wielkiej Księgi, i chcę być
przygotowany. Czemu nową? Nową, bo w całości na nowo przełożoną i to całkiem
nieźle zresztą (to nie tylko poprawa paru błędów), z historiami osobistymi
amerykańskich AA, to jest w wersji, której jeszcze nigdy w Polsce nie było.
Amen.
A w następnym wpisie będzie zagadka dla
czytelników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz