Na
jakimś forum internetowym wpadło mi niedawno w oczy zdanie, którego podczas
mityngów AA nie słyszałem już kilkanaście lat. Może dlatego też nigdy się tym
tematem nie zajmowałem albo o tym zapomniałem. A chodzi mi teraz o przekonanie,
stwierdzenie: na mityngach uczę się życia. Bardzo dawno temu było ono
popularne, ale mnie prawie od początku wydawało się trochę jakby przesadzone, wątpliwe –
mniej lub bardziej. Później jakoś tak zniknęło, a ja nawet nie zauważyłem,
kiedy się to stało.
Przełom roku to dobry czas na różne bilanse i obrachunki, więc tym razem zastanowię
się, czy prawdziwe jest powiedzenie, że na mityngach uczę się życia, a także,
czego mogę się nauczyć podczas spotkań AA w Polsce i w ogóle we Wspólnocie.
Mogę
nauczyć się zgłaszać do wypowiedzi i czekać, aż mi pozwolą zabrać głos – przyda
się na pewno, kiedy tylko zasiądę w sejmie. Jeśli nie będę bardzo uważny, mogę
nauczyć się sekciarskiego podwójnego języka (double talk – typowe dla wielu sekt używanie słów w innym znaczeniu
niż słownikowe, np. akredytacja, dylemat),
nadużywania zaimków osobowych i dzierżawczych (ja, mnie, mój), ale mogę też oduczyć się rażącego używania
wulgaryzmów (ja pierdolę, jebać, kurwa,),
choć z tym bywa już różnie. Mogę nauczyć się prowadzić spotkanie AA oraz recytować
ze wzruszeniem „Dezyderaty”, „Orędzia serca”, „Listy Kiplinga” i inne takie poetyckie
utwory. Z trzeźwością nie ma to nic wspólnego, z normalnym życiem też nie, ale
jakie energetyczne i podniosłe!
A
czy słyszał ktoś w „normalnym” życiu: nabyłem
i spożyłem jedna druga litra alkoholu? Tak, specjalnego terapeutycznego
języka też można się nauczyć, nawet nie będąc nigdy klientem psychoterapii odwykowej.
W
swoich początkach we Wspólnocie wierzyłem, że na mityngach uczę się rozwiązywać
różne problemy, ale to przekonanie posypało mi się stosunkowo szybko, bo i jaką
naukę z cudzej opowieści mogę wyciągnąć, jeśli z założenia, nawet w myślach,
nie wolno mi jej przydatności nijak ocenić albo porównać jej z moją konkretną
sytuacją? Chodzi oczywiście o cudaczne nakazy i zakazy zawarte w scenariuszach mityngów.
Z
czasem zrezygnowaliśmy, mam tu na myśli mityngi, na których często bywam w moim
mieście, z takich zakazów i nakazów, wywodzących się z zajęć grupowych
psychoterapii odwykowej, i wtedy, nawet dość długo, wierzyłem w tę naukę
rozwiązywania różnych problemów – może nie tyle podczas spotkania AA, co we
Wspólnocie, tak w ogóle. Ten okres trwał u mnie najdłużej, bo dopiero
stosunkowo niedawno zorientowałem się, że jest tutaj pewne „ale”. I krew mnie
zalewa ze złości na samego siebie, bo przez lata jakoś nie wpadłem na to, by zadać
sobie pytanie: jakie konkretnie problemy
uczę się rozwiązywać we Wspólnocie AA w Polsce?
Koniec
końców sami stworzyliśmy nasze problemy. [WK, s. 104]
W
AA, choć niekoniecznie podczas mityngów, mogę nauczyć się rozwiązywać
problemy... sztuczne, sztucznie stworzone przez alkoholików w naszym
specyficznym środowisku. I chyba tylko takie, bo czy można nauczyć się we
Wspólnocie rozwiązywania problemów innych niż alkoholizm? Kłopoty ze zdrowiem
powierzamy lekarzowi, z samochodem – mechanikowi, z cieknącym kranem –
hydraulikowi, z zegarkiem… Co miałby robić w AA alkoholik, którego problem
alkoholowy został już rozwiązany? Może, a nawet powinien, pomagać innym
wytrzeźwieć, oczywiście, ale to nadal ten sam problem. A poza tym? Ano, może generować
jakieś nowe, sztuczne problemy i namiętnie je rozwiązywać albo przerzucać zmagania
z nimi na innych członków Wspólnoty. Chyba dopiero teraz w całej pełni
zrozumiałem pozornie zabawne powiedzenie, że… alkoholik to takie cacuszko, co to aby żyć, musi mieć problemy, a jak
ich nie ma, to sobie wymyśli, a jak już wymyśli, to musi je rozwiązywać, a jak
rozwiązać nie potrafi, to użala się nad sobą.
Tak,
my w AA sami tworzymy we Wspólnocie nasze, coraz to nowe, problemy. Nie, nie
sądzę, żebyśmy robili to złośliwie albo ze złej woli. Tak, to jest po prostu
alkoholizm. Nie ma znaczenia, że część z tych problemów zostanie rozwiązana, bo na
ich miejsce my sami albo nasi przyjaciele z AA stworzą nowe. I też zupełnie
oderwane od zwykłego życia.
Prosty
przykład, bardzo zresztą na czasie. Przez wiele lat mieliśmy trudności z tłumaczeniem
Wielkiej Księgi, bo jej treść dostosowana była do przekonań psychoterapeutów.
Po kilku latach pracy dwóch zespołów tłumaczy doczekaliśmy się nowej wersji.
Prawdopodobnie przekład jest bardziej wierny, ale właśnie… może nawet za bardzo,
za bardzo dosłownie. W efekcie dostaliśmy dzieło stylizowane na gwarę
staropolską (a niby po co?) z wieloma rażącymi błędami. O absurdalnych i
żenujących typu „brak siły – to był nasz dylemat” albo „zasady są ważniejsze od
osobowości” już było nie raz, więc dodam tylko, że moim zdaniem Program AA jest
Programem działania, a nie wnikania w cudze osobowości lub ambicje. Także w
działaniu – albo braku rozsądnego działania – wyraża się trzeźwość. Choć także w zdolności do przyznawania się do błędów. A zajmowanie się osobowościami (skoro nie podano, jakimi, to widocznie
wszystkimi) ewidentnie narusza naszą Tradycję Dziesiątą, bo my w AA nie
zajmujemy się kwestiami osobowości osób spoza Wspólnoty.
Niżej
prezentuję kilka innych przykładów.
Wiemy,
że jeśli alkoholik powstrzyma się od picia w ciągu wielu miesięcy czy lat,
zachowuje się podobnie jak inni.
[s. 22]
Tak? To po jaką cholerę jakieś Programy i
sponsorzy?
Przyznaliśmy
się do pewnych wad. Ustaliliśmy z grubsza, w czym tkwi problem. [73]
Tak? To nie potrzeba rzetelności i
dokładności, bo wystarczy tylko trochę i z grubsza?
Uważamy,
że człowiek, który oświadcza, iż wystarczy sama trzeźwość, jest bezmyślny. [83]
Tak? To co niby trzeba jeszcze? Skoro
sama trzeźwość jest objawem bezmyślności?
Przypomnij
kandydatowi, że jego powrót do zdrowia nie zależy od ludzi. Zależy od jego
relacji z Bogiem. [100]
Faktem
jest, że on musi pracować z innymi, aby utrzymać swoją własną trzeźwość. [120]
Co jest?! To w końcu zależy od pracy z
innymi ludźmi, czy tylko od relacji z Bogiem?
Takich stwierdzeń, które nie muszą, ale mogą
rodzić problemy, jest w tej książce więcej. A my w AA, w naszych przytulnych
salkach mityngowych, przez następnych kilkadziesiąt lat namiętnie będziemy je
rozwiązywać, nie zauważając, że z życiem nie mają one zupełnie nic wspólnego.
No, ale tak jest w oryginale! – ktoś zawoła. Zapewne tak,
tylko przypominam, że nie bardzo wiadomo, kto jest autorem pewnych określeń w naszej WK (patrz: https://meszuge.blogspot.com/2016/09/kto-napisa-wielka-ksiege.html)
oraz to, że „Anonimowi Alkoholicy” to w sumie poradnik dla pijaków, a nie
jakieś święte dzieło.
A wracając do tematu i reasumując... Nie, na mityngach, ani w ogóle w AA, nie
nauczymy się życia. Życia można nauczyć się tylko w życiu (a pływania tylko w
wodzie) – a Wspólnota AA stawia sobie chyba jednak inne cele.
Zgadzam sie w całości 😀
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńI znów kij w mrowisko ;-)
OdpowiedzUsuńSuper
Dziękuję
Pozdrawiam
Idę do realu :-)
Getto, a nie mrowisko... :-)
UsuńA dla mnie i tak mistrzostwem jest zwrot "Mieliśmy dwie alternatywy..."
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie Alternatywy 4
Mocne! :-)
UsuńOby nie zło-wieszcze.
UsuńKontynuacja "Alternatywy 4" nosiła tytuł "Dylematu 5".
A już całkiem powaznie. Zanim przeczytałem Twoje teksty, miałem okazję pracować ze sponsorowanym na nowym tekscie. Ksiazka dotarła do mnie dzien wczesniej, więc dla nas obu był to pierwszy kontakt z tekstem (pomijając czytanie tekstow na mityngach).
Jak dla mnie, tekst jest bardziej prosty, wiele akapicie bardziej zrozumiałych (trudno, żeby było inaczej, jesli wczesniej całe zagadnienie skrócono do jednego zdania).
Kilkakrotnie wspomniano, że wiedza o samym sobie nie jest lekarstwem na alkoholizm (co wczesniej usunięto, by nie drażnić terapeutów).
Zauważyłem te same mankamenty, co i Ty.
No, ale pisac to sobie możemy...
A w jaki sposób mozna wystąpić do sluzb najniższych o wydanie poprawione?
Niebawem u nas w mieście warsztaty 4 wydania z udziałem delegata SK, więc się wybieram.
Zgłaszać do AA, zadawać pytania konferencji, instruować delegatów, to jest zaufane sługi. To można zrobić.
UsuńPytania do konferencji jak najbardziej wysłałem.
UsuńI juz naroslo sporo nowych.