poniedziałek, 15 sierpnia 2022

Nieczęsto jestem szczęśliwy...

Prawie od początku we Wspólnocie AA, a przynajmniej od chwili, gdy nie musiałem już nieustannie koncentrować się na utrzymywaniu abstynencji, a więc mogłem zacząć zauważać coś jeszcze, niż ja sam, odkrywałem, że alkoholicy wokół mnie niezbyt często są szczęśliwi, a jeśli nawet, to dość krótko. Zaczęło się tak:

Już od dawna obserwowałem na mityngach alkoholików, czasem nawet z wieloletnią abstynencją, którzy mieli do powiedzenia w zasadzie tylko jedno: A ja się bardzo cieszę, że dzisiaj nie piję i że tutaj dotarłem. Deklamowali te swoje kwestie z kamienną twarzą i głosem tak smutnym i zgnębionym, jakby opowiadali o powodzi albo jakimś innym kataklizmie, w którym właśnie zginęła cała ich rodzina[1].

Fakt, że ja zwykle nie byłem szczęśliwy, jakoś specjalnie mnie nie dziwił. W pierwszych latach abstynencji miałem sporo problemów finansowych, rodzinnych, zawodowych i innych, więc wydawało się to zrozumiałe. Ale minęło trochę czasu, moje sprawy zostały w końcu jakoś uporządkowane, a z tym szczęściem nadal bywało różnie, czyli po prostu zwykle mniej niż więcej. Wtedy usłyszałem to, co w tamtych czasach często powtarzane było na mityngach: trzeźwość oznacza (także) zgodę na cierpienie. Nie podobało mi się to zbytnio, ale przyjąłem, że tak właśnie jest albo przynajmniej może być. Pamiętałem też z terapii pojęcie mechanizm nałogowego regulowania uczuć i nieustanną pogoń alkoholików za dobrym samopoczuciem, za coraz lepszym samopoczuciem, za szczęściem.

Znowu minęło trochę czasu i zacząłem realizować Program 12 Kroków. W tym okresie bardzo niewielu alkoholików w Polsce robiło coś takiego. Na moje szczęście pewnie, bo nie było nikogo, kto by mi wciskał do głowy naiwne przekonania, oczekiwania i nadzieje, na nieustające szczęście. I bardzo dobrze, bo przyjemne doznania skończyły się po 2-3 latach od zakończenia podstawowej pracy ze sponsorem. Trudno mi dokładnie ten czas określić, bo to nie stało się nagle, z dnia na dzień. Programowy haj kończył się powoli.
W każdym razie mniej więcej wtedy wróciłem do normalnego życia, w którym szczęście zdarza się rzadko i zwykle nie trwa długo. Bo w życiu, jak to dobrze pamiętam z pewniej piosenki, piękne są tylko chwile[2].

Jednak najważniejsze było coś innego – byłem trzeźwy, więc nie szalała mi już nałogowa potrzeba nieustannego poprawiania uczuć, a to minimum pokory, jakie na mnie wymusił Program, pomogło mi godzić się z rzeczywistością, przyjąć bez dziecinnych fochów, że życie jest ciężkie[3], a szczęście zdarza się w nim… czasem.

Ostatni, może najważniejszy element w kwestii szczęścia, to było odkrycie i zrozumienie, że nieustanne przeplatanie się nieszczęścia, zwyczajności i czasem szczęścia, to właśnie jest stan normalny i naturalny człowieka, że tak mają prawie wszyscy. Czemu prawie? Bo nieustannie nieszczęśliwi są ludzie cierpiący na kliniczną depresję, natomiast nieustające szczęście to objaw choroby psychicznej albo efekt stałego działania biochemicznych środków zmieniających świadomość.
- Trwałe szczęście (bez względu na okoliczności) nie jest stanem naturalnym człowieka.
- Pokonanie trudności, rozwiązanie poważnego problemu, czy sukces w jakiejś dziedzinie, uszczęśliwia tylko na pewien czas. Haj programowy też nie jest trwały, choć może trwać długo.

Nie dziwiło mnie, że nie rozumieją tego aktywni alkoholicy. Nie dziwiło mnie to u nietrzeźwych, choć niepijących alkoholików. Ale u tych po Programie? Rzekomo trzeźwych? Ludzie – pomyślałem sobie – czemu nie korzystacie ze swoich własnych doświadczeń i przeżyć?! Macie 20-80 lat, czy kiedyś w życiu byliście trwale szczęśliwi? Oczywiście, że nie, bo byście nie uciekali w alkohol, ćpanie lub prochy. Czy abstynencja daje szczęście? Jasne! Tyle, że tylko przez pewnie czas. Haj programowy też się kiedyś kończy. Podobnie z religijnym albo sportowym. Jak długo trwa szczęście po wygranym wyścigu? Po awansie w pracy? Po podwyżce? Po udanym seksie? Ludzie, skąd pomysł, że ktoś/coś da wam trwałe szczęście? Swoją drogą zakładam, że coś takiego kiedyś stanie się możliwe, ale na pewno jeszcze nie w tym roku.

Teraz trzy cytaty[4]:
Zła wiadomość jest taka, że przyjemne doznania szybko słabną i wcześniej czy później zamieniają się w nieprzyjemne. Nawet strzelenie zwycięskiej bramki w finale mistrzostw świata nie gwarantuje dożywotniej rozkoszy. W rzeczywistości może być nawet tak, że po tym szczytowym doznaniu nastąpi już tylko zjazd po równi pochyłej.

W dodatku nawet jeśli faktycznie przezwyciężyliśmy wiele dawnych nieszczęść, to osiągnięcie szczęścia jako czegoś pozytywnego może być znacznie trudniejsze niż położenie kresu samemu cierpieniu.

Bycie szczęśliwym nie przychodzi łatwo. Pomimo niespotykanych osiągnięć minionych paru dziesięcioleci wcale nie jest takie oczywiste, czy współcześni ludzie są znacznie bardziej zadowoleni niż ich przodkowie. Są wręcz pewne złowieszcze oznaki, że jest przeciwnie: pomimo większego dobrobytu, wygody i bezpieczeństwa liczba samobójstw w świecie rozwiniętym jest znacznie wyższa niż w tradycyjnych społeczeństwach.

Skąd alkoholikom po Programie przychodzi do głowy, że jeśli trzy lata po zakończeniu pracy ze sponsorem mają często obniżony nastrój, to na pewno coś im na Programie nie poszło albo coś zrobili całkiem źle? I teraz muszą szukać gorączkowo jakiejś terapii albo innego sponsora, bo po Programie koniecznie trzeba być szczęśliwym?
Jeśli w AA sponsor lub ktoś inny obiecywał wam trwałe szczęście, to albo kłamał, albo sam był jeszcze na programowym haju. W każdym razie nie w tym problem, że często czujecie się źle, ale że nadal hula wam mechanizm nałogowego regulowania uczuć i uważacie, że koniecznie musicie coś z tym zrobić. Z tym, czyli z naturalnym stanem życia i umysłu człowieka. Ups!
Żeby odpowiedzieć na pytanie, czemu tak się dziej, czemu po pewnym czasie od sukcesu lub wygranej nastrój spada, oddam znów głos autorowi „Homo deus”:

To wszystko wina ewolucji. Przez niezliczone pokolenia nasz system biochemiczny przystosowywał się do tego, by zwiększać szanse na przetrwanie i rozmnażanie, a nie na szczęście. Działania sprzyjające przetrwaniu i rozmnażaniu nasz system biochemiczny premiuje przyjemnymi doznaniami. Ale są to tylko ulotne chwyty reklamowe. Walczymy o pokarm i partnerów, aby uniknąć nieprzyjemnych doznań głodu i cieszyć się przyjemnym smakiem oraz zaznawać rozkoszy w trakcie szczytowania. Jednak ani miły smak, ani rozkoszny orgazm nie trwają zbyt długo i jeśli chcemy zaznawać ich ponownie, musimy znowu ruszać na poszukiwanie pokarmów i partnerów.

Jeśli nauka ma rację i tym, co decyduje o szczęściu, jest nasz system biochemiczny, to jedynym sposobem, by zapewnić sobie trwałe zadowolenie, jest zmanipulowanie tego systemu. Zapomnijmy o wzroście gospodarczym, reformach społecznych i przewrotach politycznych: aby podnieść globalny poziom szczęścia, musimy pomajstrować przy ludzkiej biochemii. I właśnie to zaczęliśmy robić w ciągu paru ostatnich dziesięcioleci. Pięćdziesiąt lat temu z przyjmowaniem leków psychotropowych wiązało się silne piętno. Dzisiaj to piętno znikło. Trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle, ale rosnący odsetek populacji regularnie przyjmuje leki psychotropowe, nie tylko w celu leczenia dręczących nas chorób psychicznych, lecz również po to, by lepiej radzić sobie z bardziej prozaicznym przygnębieniem i sporadyczną chandrą.

Czemu obecnie (2022) ludzie są mniej szczęśliwi niż np. pół wieku temu? I to jest już moje przekonanie: w sporej mierze odpowiada za to konsumpcjonizm i wyrafinowane systemy reklamowe. „Jesteś tego warta”, „To ci się należy”, „Twoja rodzina nie będzie szczęśliwa bez naszej zmywarki”, „Z naszym olejkiem poczujesz się w kąpieli cudownie” itp. Te akurat są jeszcze proste, ale w mediach jest mnóstwo reklam, które nie wyglądają, jak klasyczne reklamy i te potrafią być naprawdę niebezpieczne. Jeśli uwierzysz, że bez tysiąca produktów nie będziesz szczęśliwa, to na pewno będziesz nieszczęśliwa, bo wszystkiego tego mieć się nie da. A jeśli nawet będziesz próbować, to produktów lub towarów niezbędnych do szczęścia przybywa szybciej. To przegrana z góry walka. A reklama nie musi dotyczyć tylko towarów, ale na przykład stylu życia albo uczuć.

Oczywiście, zdarzają się alkoholicy, którzy sami coś spieprzyli, popełnili ewidentny błąd i w jego efekcie są nieszczęśliwi, ale chyba jednak nie aż tak wielu, jak się to wydaje. Nie znam twojego życia i nie wiem, czy rzeczywiście jest jakiś realny i po twojej stronie powód do permanentnego nieszczęścia, ale jeśli jest, to napraw lub przynajmniej się staraj. Jednak z moich obserwacji wynika, że w wielu przypadkach, to jednak nie jest twoja wina, nie zrobiłaś/zrobiłeś nic aż tak złego, za co trzeba byłoby cię karać złym samopoczuciem i obniżonym nastrojem. A podopiecznych, którzy dzwonią, żeby poskarżyć się na obniżony nastrój, zwykle pytam, co się wydarzyło? Z akcentem na wydarzyło".  W trzydziestu procentach przypadków nie wydarzyło się nic albo coś, co jest banalną sprawą do załatwienia, a nie realnym problemem.

Ostatni cytat Yuvala:
Z każdym upływającym rokiem maleje nasza tolerancja na nieprzyjemne doznania, a rośnie łaknienie doznań przyjemnych. Na ten cel nastawione są zarówno badania naukowe, jak i działalność ekonomiczna, co roku produkuje się lepsze środki przeciwbólowe, nowe smaki lodów, wygodniejsze materace i coraz bardziej uzależniające gry na nasze smartfony, żebyśmy czekając na autobus, ani przez jedną krótką chwilę nie musieli cierpieć nudy.

Normalny stan psychiczny, emocjonalny, duchowy, czyli taki, w którym szczęście się zdarza, ale tylko czasem, nie jest powodem do szukania rozwiązania u specjalistów lub kolejnych sponsorów. Proponuję się z tym pogodzić, bez względu na to, jak bardzo ci się to nie podoba. W każdym razie mnie się nie podobało. Tak bardzo mi się nie podobało, że już samo to było cierpieniem. Dwie terapie odwykowe, roczna terapia DDA, półroczne warsztaty z duchowości i co tam jeszcze, owszem, pomagały. Na pewien czas. Nie trwale. I dlatego w końcu pogodziłem się z tym, co słyszałem prawie od początku i powtarzam: trzeźwość oznacza także zgodę na cierpienie (chodzi o obniżony nastrój, a nie o fizyczny ból, choć czasem i to też).

Ale ilekroć musieliśmy wybierać między charakterem a przyjemnością, troska o szlachetność charakteru ginęła w pogoni za urojonym szczęściem[5].

Spotkałem w polskiej wersji AA alkoholików z pewnej szkoły sponsorowania, którzy twierdzą, że Dwanaście Kroków to Program, który trwale uszczęśliwia. Nawet wyszukują jakieś argumenty, na przykład fragment jednej z obietnic:
Poznamy nową wolność i nowe szczęście[6].
Czytanie ze zrozumieniem jest elementem kontaktu z rzeczywistością, a to niezbędne trzeźwym ludziom. Poznamy – to wcale nie znaczy, że będziemy doświadczać i to stale. Jeśli poznam dziś cztery śliczne panie, to nie znaczy, że ożenię się z każdą z nich i z każdą stworzę szczęśliwą rodzinę do końca życia.
Albo to: Wkrótce miałem zostać wrzucony w to, co lubię nazywać czwartym wymiarem egzystencji. Miałem poznać szczęście, spokój i poczucie użyteczności w sposobie życia, który staje się coraz bardziej cudowny wraz z upływem czasu[7].
I znowu to „poznawanie"! Ten człowiek po spektakularnym przebudzeniu duchowym przez kilkanaście lat cierpiał na poważną depresję, a to jest wręcz zaprzeczeniem szczęścia. 

Życie jest trudne. To ważna prawda, jedna z najważniejszych. Ważna dlatego, że z chwilą, gdy ją poznamy, wznosimy się ponad nią[8].

W każdym razie, jeśli ktoś w AA obiecuje ci (a słyszałem o takich, co nawet gwarantują) trwałe szczęście, to… może znajdź kogoś mniej oderwanego od rzeczywistości.

W środowisku AA często słyszę, że Bóg przemawia do człowieka ustami różnych ludzi. Może dlatego tyle różnych cytatów, żebyś w końcu usłyszał tych innych ludzi?




---
1. „Alkoholik”, Meszuge, WAM, s. 185.
2. Teraz jestem duży i wiem, 
że w życiu piękne są tylko chwile
Dlatego czasem warto żyć
– Dżem i Rysiek Riedel.
3. „Życie jest ciężkie” – krótkometrażowy film Macieja Chmielewskiego z 2000 roku.
4. Yuval Noah Harari, „Homo deus”.
5. 12x12, s. 73.
6. „Anonimowi Alkoholicy”, wydanie z 2018 roku, s. 84.
7. „Anonimowi Alkoholicy”, wydanie z 2018 roku, s. 8.
8. M. Scott Peck, "Drogą mniej uczęszczaną", wyd. Medium, s. 13.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz