wtorek, 28 października 2025

Nieszczerość wobec nowych

Za dzień narodzin Wspólnoty uznaje się 10 czerwca 1935 roku, pierwszy dzień nieprzerwanej trzeźwości doktora Boba – odczytywano ze scenariuszy mityngów w dawnych czasach. To nie jest prawda, ale czy alkoholicy, czytający to zdanie, kłamali? Otóż nie. Kłamstwo to twierdzenie niezgodne z rzeczywistością, mające wprowadzić kogoś w błąd. Kłamie się świadomie, celowo, z premedytacją i po coś. W tamtych latach wszyscy w to wierzyliśmy, ja też. Z czasem zaczęły pojawiać się historyczne książki o AA i weteranach. Obecnie wiadomo już chyba wszystkim w AA, że 10.06.1935 doktor Bob pił alkohol, otrzymany zresztą od Billa W. Dopiero przekazywanie informacji nieprawdziwych, celowo, ze świadomością, że są nieprawdziwe, to właśnie jest kłamstwo.

Przed końcem mityngu skarbnik ogłosił: zapłaciłem księdzu 10 PLN czynszu i bardzo się cieszę, że jesteśmy samodzielni finansowo. O tej swojej radości mówił z dokładnie tak samo ponurą miną i zgnębionym tonem, jak wcześniej: a ja się cieszę, że dziś nie piję i tutaj dotarłem. Pamiętam, że najpierw jego słowa kłóciły mi się z tonem głosu i mową ciała, a chwilę później zaintrygował mnie ten dziesięciozłotowy czynsz i wynikająca z niego rzekomo niezależność finansowa grupy. Wiarygodność tego całego AA stała się nieco mniej pewna. Nie miałem wtedy żadnego innego pomysłu na siebie i życie, więc w AA zostałem, ale z postanowieniem, że odtąd będę bardzo uważnie słuchał tego, co tu mówią, żeby się nie dać w coś wkręcić. Było to ponad dwadzieścia pięć lat temu. Jedną z ważniejszych rzeczy, które się nauczyłem we Wspólnocie, to zrozumienie, że AA to zbieranina ludzi psychicznie chorych, więc oczekiwać od nich zbyt wiele, raczej nie powinienem. Jestem przekonany, że nie zawsze z premedytacją kłamią, choć i to się zdarza, ale często w swoje absurdalne przekonania wierzą tak bardzo, że gotowi są o nie walczyć do krwi, szczuć i gnoić tych, którzy mają inne przekonania i doświadczenia.

Jednak tym razem bardziej interesuje mnie nieszczerość, to jest ukrywanie prawdy, które może świadczyć o fałszu i obłudzie. To znacznie częstsze w środowisku AA, niż zwyczajne kłamstwa, które zwykle łatwo zdemaskować. Nieszczerość i półprawdy usprawiedliwia się najczęściej dobrem nowicjusza. Uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Ukrywanie części prawdy i/lub manipulowanie nią powoduje, że wiarygodność AA spada, a nowi nie są już tak gotowi powierzyć Wspólnocie siebie i swoją przyszłość. Do zasłyszanych treści podchodzą ostrożnie i z dystansem. Tak więc ukrywanie lub zakłamywanie prawdy przed nowicjuszami, szkodzi głównie tym nowicjuszom, o których rzekomo tak się troszczymy.

Starsi wiekiem i stażem AA-owcy powinni wreszcie zrozumieć, że zmiany, jakie nastąpiły w ostatnich latach, w związku z pojawieniem się Internetu (i nie tylko te), są znacznie większe, niż im się to może wydawać. Ludzie mają już inną świadomość i nieograniczony prawie dostęp do informacji. To oznacza, że szybko i łatwo dowiedzą się, że ktoś tam w AA poczęstował ich nieprawdą lub tylko specjalnie spreparowaną częścią prawdy. Takie odkrycia rodzą nieufność i niepewność. Oczywiście odbije się to na nowych, na ich trzeźwości i duchowej jakości życia, bo wobec braku pełnego zaufania, bardzo niewiele będą gotowi zrobić, albo tylko niektóre rzeczy i to po swojemu, by wytrzeźwieć.

Rzecz jasna w tym przypadku też potrzebna jest równowaga. Spotkanie, podczas którego omawiane byłyby tylko kłamstwa, wyłudzenia i manipulacje tzw. zaufanych sług, oraz rozliczne błędy w nowej Wielkiej Księdze, nie ma żadnego sensu, a alkoholicy poszukujący rozwiązania problemu alkoholizmu, nie dostaną tego, po co tu przyszli. Ale też przekonywanie nowych, że wszyscy w AA są godnymi zaufania, odpowiedzialnymi i trzeźwymi, miłującymi bliźnich, braćmi i siostrami, że Wspólnota jest absolutnie idealna, weterani byli święci za życia, a w WK nie ma żadnych błędów, jest czymś równie złym albo i znacznie gorszym.
Słyszałem pewnego razu, jak starszy stażem alkoholik przekonywał nowego członka AA, że w WK nie ma ani jednego błędu, i nowicjusz na pewno w końcu to pojmie, kiedy pochodzi na mityngi kilka lat i trochę przetrzeźwieje. Zrozumie wtedy, że to, co uważa dzisiaj za bzdurny bełkot, ma głęboki sens i znaczenie.

W nadchodzących latach, jako Wspólnota AA, będziemy oczywiście popełniać różne błędy. Doświadczenie uczy nas, że nie należy się tego bać, o ile tylko zechcemy przyznać się do naszych błędów i od razu je naprawiać. Osobisty rozwój zależy zawsze od zdrowego procesu prób i błędów. Podobnie nasz rozwój jako wspólnoty. pamiętajmy zawsze, że każda ludzka wspólnota, która nie potrafi bez zahamowań naprawiać własnych błędów, jest z góry skazana na upadek, jeśli nie rozpad. Taka jest bowiem powszechna kara za zaniechanie procesu rozwoju. Podobnie jak każdy Anonimowy Alkoholik musi ponawiać swój obrachunek moralny i zgodnie z nim działać, tak też musi postępować cała nasza wspólnota, jeśli mamy przetrwać oraz służyć dobrze i z pożytkiem [„Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość”].

czwartek, 23 października 2025

Równowaga w naszym życiu

Od zawsze zdawałem sobie sprawę, że „równowaga” nie oznacza, że coś tam będzie lub powinno być „po równo”, ale że chodzi o właściwe proporcje. I z tym właśnie, z utrzymaniem właściwych proporcji, miałem poważny kłopot przez połowę życia. Kiedy miałem trzynaście lat, to najwięcej czasu powinienem poświęcać na naukę, ale wtedy prawie codziennie byłem w kinie. Gdy koledzy wyśmiali moje kiepskie zagranie podczas gry w piłkę, zamiast więcej czasu przeznaczyć na grę, poświęcałem go na użalanie się nad sobą, rozpamiętywanie uraz i knucie jakichś planów zemsty. Alkohol zaburzał równowagę w moim życiu jeszcze bardziej. Z czasem coraz częściej operowałem skrajnościami: wszystko albo nic, czarne albo białe, dobry albo zły, wartościowy albo kompletnie beznadziejny. Takie zero-jedynkowe widzenie świata i siebie w nim było już skrajną manifestacją braku równowagi i... choroby alkoholowej.

Nie mogę znaleźć równowagi w życiu. Po prostu nie mogę jej znaleźć. Albo wszystko kręci się wokół pracy, albo piję [WK, 2018, s. 297].

Bywają w życiu takie okresy, w których zaburzenie równowagi jest postawą przemyślaną i sensowną, ale… tylko do pewnego stopnia i tylko na określony czas. Przez pierwsze miesiące abstynencji zagadnieniu utrzymania jej alkoholik poświęca wiele czasu. I bardzo dobrze, bo w tym momencie jest to swego rodzaju inwestycja w całą resztę życia. Nie jest to jednak sposób na całą resztę życia. Dwa etaty pomogą nazbierać pieniądze na nowe auto, ale to nie jest dobry pomysł na życie do emerytury.

Kiedy samo niepicie nie było już wyzwaniem i powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę, że za dużo czasu i wysiłku wkładam w siebie i swoje dobre samopoczucie, wymyśliłem, że wprawdzie robię to samo albo prawie, ale to już nie dla siebie, ale dla dobra innych. Bo teraz to ja niosę posłanie, pomagam innym alkoholikom, a nawet się dla ich dobra poświęcam, więc skupiania się na sobie i egoizmu nikt mi zarzucić nie może. No, nie wiem… Miałem wtedy około dziesięć lat abstynencji. Zacząłem też odkrywać, że zdarza mi się robić dobre rzeczy z niezupełnie czystych intencji. Jasne, nikt się nie mógł przyczepić, ale gdzie uczciwość wobec siebie?

Ta praca nie staje się dla nikogo z nas naszym jedynym zajęciem. Nie sądzimy też, by jej efektywność wzrosła, gdyby tak było [WK, 2018, s.19].

Później przyszedł czas na proces hamowania, to jest właśnie odzyskiwania równowagi. Nadal Wspólnota AA była ważna w moim życiu, ale nie była jedyną lub najważniejszą wartością. Zacząłem realizować, poważniej niż dotąd, pewne stwierdzenie, które wymyśliłem dla siebie jeszcze w czasie terapii odwykowej, a które trochę mi się z czasem rozmyło: trzeźwienie to powrót do normalności (albo: trzeźwość oznacza normalność). Czy latanie na kilka mityngów w tygodniu, wiecznie jakieś służby, gromada podopiecznych, to jest normalne życie? Jak wspomniałem, na samym początku abstynencji nadaktywność w AA, może być inwestycją na całą resztę życia, ale z czasem staje się ucieczką od życia.

Na dzień dzisiejszy AA dokonało tak wielu rzeczy w moim życiu; przywróciło mi zdrowy rozsądek i ogólne poczucie równowagi [WK, 2018, s. 462].

Zdrowy rozsądek? O tak, jak najbardziej. Ogólne poczucie równowagi? Też, ale właśnie – ogólne, bo w detalach, drobiazgach, pojedynczych kwestiach i sprawach, zdarzają mi się potknięcia. Na szczęście mam do tego Krok Dziesiąty i Jedenasty Programu oraz… oceny innych ludzi, alkoholików, ale nie tylko.

wtorek, 14 października 2025

Powinienem być sponsorem?

Podczas rozpoczynającej warsztat spikerki alkoholik opowiedział, jak ze sponsorem poznał Program w nieco ponad trzy miesiące, jak od tego czasu minął już rok i jak dzieje się coś dziwnego, czego nie rozumie. Bo mimo aktywności w AA (trzy mityngi w tygodniu, służba w dwóch grupach, niesienie posłania do aresztu i sponsorowanie sześciorga alkoholików) on się po prostu źle czuje. W domu i w pracy. Dzieci go drażnią i nudzą, nie potrafi się interesować ich sprawami, a te stale coś chcą, wiecznie się czegoś od niego domagają. Zaczął już na nie wrzeszczeć, a nawet bić, choć obiecywał sobie, że nie będzie takim ojcem, jak jego ojciec. 
W pracy z kolegami ma znośne relacje, ale tu problem jest inny – to służba mundurowa, a ta ma swoją specyfikę. Najważniejsza jest lojalność wobec Firmy, a to coraz częściej stoi w sprzeczności z zaleceniami AA, chodzi zwłaszcza o uczciwość, ale nie tylko. Spiker przyznał, że on musi te sprawy rozdzielać – pewne zasady (uczciwość, niekrzywdzenie innych itd.) stara się stosować w życiu, ale nie tym, zawodowym. Tajemnice wobec kolegów z Firmy oraz ukrywane prawdziwe przekonania, co do tego, co robią i jak postępują, powodują, że nie czuje z nimi żadnej bliskości czy więzi. Mimo, że dla niepoznaki, robi i mówi to samo, co oni.

Spiker zwrócił się do swojego sponsora i otrzymał sugestię, że jeśli nie czuje się dobrze, z dowolnego powodu, to widocznie ma za mało AA w życiu. Powinien natychmiast zwiększyć aktywność, chodzić na więcej mityngów, częściej do aresztów, ale głównie postarać się o większą liczbę podopiecznych. Jak to wszystko zrealizuje, jak autentycznie, z zaangażowaniem i szczerze, będzie powierzał się Bogu, to – jeśli taka będzie Jego wola – wszystko się poprawi.
Spikerkę zakończył apelem, że może sponsorować i bardzo chętnie przyjmie kolejnych podopiecznych, a spotkać go można na wszystkich mityngach w mieście, bo chodzi na pięć w tygodniu.

Kiedy przyszedł czas na pytania i ewentualne utożsamienie się, ktoś spytał, jak to robi, że podopieczni mu się nie mylą. Spiker odpowiedział, że przecież to jest bardzo proste, notuje sobie, jakie fragmenty z WK już kolejnym podopiecznym przeczytał, a jakie jeszcze nie. Inne pytanie dotyczyło Kroku Dziewiątego. Spokojnie przyznał, że zadośćuczynień zrealizował cztery, a do reszty… staje się gotowy i powierza to Bogu. Ktoś jeszcze spytał, jak teraz, rok po Programie, realizuje w swoim życiu Kroki 1-3. Odparł, ze Kroki 1-9 stawia się raz w życiu i następnie można o nich zapomnieć, a obecnie interesują go już tylko Kroki 10-12. Pytania o rozpoznawanie intencji i ich korektę, w ogóle nie zrozumiał.

Po warsztacie kilkunastu alkoholików rozmawiało o spikerce, a konkretnie zastanawiali się, co spiker może dać podopiecznym, skoro wyraźnie nie radzi sobie sam ze sobą? I czy traktowani instrumentalnie podopieczni nie mają być w tym przypadku narzędziami dla sponsora, który wykorzystuje ich do naprawiania swojego życia, a zwłaszcza do poprawiania samopoczucia? Dalej dyskusja stała się bardziej ogólna i pojawiły się wątpliwości: Czy wysłuchanie niewielkich fragmentów WK czytanych przez sponsora, powoduje wyzdrowienie z alkoholizmu, przebudzenie duchowe? Czy każdy, kto tych kawałków wysłuchał, a nawet zrobił jakąś listę uraz, może i powinien być sponsorem?

piątek, 3 października 2025

Jak wykorzystać treść WK?

Sporządziliśmy listę osób, którym wyrządziłem krzywdę lub do których czułem urazę. Wyraziłem pełną gotowość, by się z nimi wszystkimi spotkać i przyznać się do krzywd, które im wyrządziłem [WK, s. 13].

Ten cytat z WK intrygował mnie od pierwszego czytania. Wtedy też uznałem, że muszę sprawdzić, co znaczy uraza, bo mi tu coś zupełnie nie pasowało. Po sprawdzeniu nadal zresztą nie pasuje. Uraza to żal do kogoś z jakiegoś powodu* ewentualnie żal do kogoś będący rezultatem zachowania bądź działań, które sprawiły komuś przykrość lub obraziły go**. Tak więc Bill czuł do kogoś urazę – żal za krzywdę, którą ów ktoś mu wyrządził – więc teraz planował spotkać się z krzywdzicielem i przyznać się do krzywd? Jakich krzywd? Przecież to Bill był pokrzywdzony i miał żal o wyrządzone mu krzywdy!
Gdyby w Wielkiej Księdze był to jedyny przypadek dziwacznego podejścia do urazy, to machnąłbym ręką – ta książka roi się od błędów zarówno merytorycznych angielskich jak i polskich. Oto i inny prosty przykład: Można je wtedy zaprosić do porannej medytacji i codziennych dyskusji, w których będą brać udział bez urazów i uprzedzeń [WK, s. 135]. Uraz to uszkodzenie tkanek lub narządów, skaleczenie, zranienie – uraza i uraz mają znaczenie zupełnie różne; to nie jest to samo.

Uraza, jako żal, pretensje, poczucie krzywdy, złość, pojawiają się w tej naszej książce kilkadziesiąt razy, może nawet 60-80. To wyraźnie oznacza, jak wielką wagę przywiązywał autor tej książki do uraz. Oznajmił nawet, że... Uraza jest złoczyńcą „numer jeden” [WK, s. 64]. I nad tym dobrze byłoby się zastanowić, jeśli chce się być człowiekiem trzeźwym, a nie otumanionym fanatykiem.

W rozmowach z wieloma alkoholikami zorientowałem się, że niektórzy tak są omamieni AA-owską retoryką (w wersji polskiej), że nie zawsze rozumieją, o co w ogóle chodzi z tymi urazami. Więc spróbuję pokazać to na dwóch przykładach.

1. Ziutek zgwałcił Asię. Ziutkiem i jego działaniem nikt się nie przejmuje, bo to Asia przyjmuje niewłaściwą postawę, żywiąc do gwałciciela urazę, mając do niego żal i pretensje. Złoczyńcą nie jest gwałciciel, ale uraza Asi.

2. Tadziu wynajął Zenka do pracy na budowie, obiecał mu zapłatę, ale słowa nie dotrzymał – wykorzystał go i oszukał po prostu. Tadziem i jego oszustwem nikt nie powinien się przejmować, bo niewłaściwą postawę przyjął Zenek, żywiąc do oszusta urazę, mając do niego żal i pretensje. Złoczyńcą numer jeden nie jest oszust, ale uraza Zenka.

W środowisku AA wiele razy obserwowałem próby bagatelizowania ewidentnych cudzych krzywd, ale piętnowanie osób, które mają w pełni uzasadniony żal i pretensje. „Masz do niego urazę!” – zarzut, który w AAPL świadczy źle o osobie skrzywdzonej, a nie o sprawcy krzywdy.
Zaiste, dziwna jest ta trzeźwość, której niektórzy próbują tu uczyć...




---
* https://sjp.pwn.pl/sjp/uraza;2533258.html
** https://wsjp.pl/haslo/podglad/17888/uraza


czwartek, 25 września 2025

Co w AA oznacza "sponsor"?

Sponsor we Wspólnocie AA, to odpowiedzialna służba, w której doświadczony członek Wspólnoty, pomaga nowicjuszowi w trzeźwieniu/wytrzeźwieniu. Jest to bezpłatne, dobrowolne działanie, polegające na zapewnieniu duchowego, merytorycznego i emocjonalnego wsparcia, i dzieleniu się osobistymi doświadczeniami w kwestii rozumienia i realizacji Programu AA, ale też funkcjonowania Wspólnoty i jej służb. Takich czy podobnych definicji można stworzyć wiele, a istoty rzeczy i współczesnej praktyki nie zmieniają alkoholicy, upierający się, że ich sponsorem jest ich terapeuta, ich Bóg, ich żona itp.

Żeby zdefiniować pojęcie sponsora i sponsoringu w AA, trzeba jednoznacznie określić elementy niezbędne. Więc najpierw konieczne jest istnienie AA – nie ma AA, nie ma sponsorowania w AA, proste, prawda? Sponsorowanie w AA dotyczy 12 Kroków AA, a nie kroków Al-anon, jakichś kroków terapeutycznych i innych. Sponsor, to jest alkoholik przebudzony duchowo, z większym doświadczeniem, w procesie sponsorowania zapoznaje podopiecznego, też alkoholika, z Dwunastoma Krokami AA.
Ważne jest i to, że sponsorowanie to nie jest to samo, co niesienie posłania AA. To drugie to informacja adresowana do tych, którzy wciąż jeszcze cierpią z powodu alkoholizmu, że Anonimowi Alkoholicy dysponują rozwiązaniem tego problemu i mogą pomóc.

Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za siebie [Jorge Bucay, „Listy do Klaudii”].

Wszystko byłoby oczywiste i jednoznaczne, bo to i „zachowajmy to w prostocie” i „nasze wspólne dobro jest najważniejsze”, ale z nieznanych powodów Bill W. wymyślił sobie, że jego daleki kuzyn, Ebby Thacher jest jego sponsorem (sic!). Cóż takiego zrobił ów Ebby? Odwiedził Billa podczas swojego krótkiego okresu abstynencji, i poinformował go, że znalazł religię. Czy było to posłanie AA? Oczywiście – nie. Co najwyżej posłanie grupy religijnej, do której Ebby dołączył (Oxford Group – po krótkim okresie popularności organizacja ta mocno podupadła gdy okazało się, że jej twórca i guru wspiera Hitlera i nazistów). Czy Ebby zapoznawał Billa z Dwunastoma Krokami AA? Oczywiście, że nie – nie było jeszcze ani AA, a nie Kroków. Później, gdy już istniała Wspólnota, Ebby co trochę zapijał.
Może to być zabawne, ale to rodzina Wilsonów przez kilka-kilkanaście miesięcy sponsorowała, to jest utrzymywała finansowo Ebby’ego Thachera, który wtedy nawet z nimi zamieszkał. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, bo Ebby wrócił do picia. Pił zresztą całe życie z krótkimi okresami abstynencji. Najdłużej był suchy pod sam koniec życia, gdy umieszczono go w leczniczym ośrodku AA w Dallas, choć i tam po roku pobytu zapił, co zostało przez jego podopiecznego zbagatelizowane.

Ebby nie miał żadnych kwalifikacji, żadnego zawodowego doświadczenia, ale nie mógł pojąć, czemu nie radzi sobie z życiem. Wymyślił za to, że jak tylko znajdzie posażną pannę i dobrze płatną pracę, to przestanie pić. Anonimowi Alkoholicy, z czasem, także na jego przykładzie odkryli, że tak to nie działa. Wychwalanie go, że jest sponsorem samego Billa W. i nieustanne pomaganie mu przez Wilsonów, to też nie były mądre rozwiązania, ale to były dopiero początki zbierania doświadczeń. W każdym razie rósł jego poziom pychy, a sytuacja się pogarszała. W pewnym wywiadzie ok. roku 1960 Bill wyraził wątpliwość, czy pomaganie i wspieranie Thachera latami pomogło mu czy przeszkodziło w osiągnięciu trzeźwości.

Nie pozwól żadnemu alkoholikowi twierdzić, że nie może wyzdrowieć, dopóki nie odzyska swej rodziny. Tak nie jest. W niektórych przypadkach żona nigdy nie wróci – z takich czy innych powodów [WK, s. 100].

Zastanowiło mnie to wszystko, kiedy kilka razy usłyszałem w środowisku AA, że Ebby Thacher jest i powinien być wzorem do naśladowania dla wszystkich kolejnych pokoleń sponsorów w AA. Jeśli marzy ci się służba sponsora pełniona tak, jak robił to lub raczej nie robił Ebby, to zapewne da się i tak, ale w WK napisano, że zniknie egoizm i bardziej niż sobą zainteresujemy się bliźnimi, więc może dobrze byłoby zastanowić się, co naprawdę chcę zaoferować nowicjuszowi i czy to rzeczywiście dla jego dobra.

poniedziałek, 22 września 2025

Nie da się uczyć na błędach?

Gazeta podała informację: „Nocna prohibicja w Opolu od 2026 roku? Mieszkańcy będą mogli o tym zdecydować”. Nie jest to prawdą, bo wyniki konsultacji będą miały charakter opiniodawczy, a ostateczne słowo należeć będzie do Rady Miasta, ale mniejsza z tym, można się było przyzwyczaić, że media i prawda nie idą w parze.

Ta najbardziej znana prohibicja trwała w USA od 1920 do 1933 roku, kiedy to na mocy 18. poprawki do Konstytucji USA zakazano produkcji, sprzedaży i transportu napojów alkoholowych na całym terytorium Stanów Zjednoczonych. Efekt prohibicji był mizerny. Jeśli nawet ilość wypijanego alkoholu choćby odrobinę zmalała, to jednak prohibicja doprowadziła do rozprzestrzenienia się organizacji przestępczych i rozkwitu podziemnego handlu. W 1925 roku w Nowym Jorku funkcjonowało ok. 100 tys. lokali, w których można było nielegalnie kupić i napić się alkoholu. Z konsekwencjami tego pomysłu, to jest z falą zorganizowanej przestępczości, Amerykanie zmagają się do dziś.

Ale przecież żadni imperialiści nie będą nam mówić, co mamy zrobić.

Jeśli w Opolu Rada Miasta wprowadzi nocną prohibicję, to też nie od razu, ale dopiero od nowego roku – trzeba przecież dać czas grupom przestępczym na zorganizowanie się i uruchomienie nocnych punktów nielegalnej dystrybucji.

Ciekawe jest i to, że taką nocną prohibicję przerabialiśmy już w Polsce i to latami. Alkoholu nie można było kupić w nocnym sklepie, bo nie było nocnych sklepów. Absolutnie nie do przyjęcia była sprzedaż alkoholu na stacjach benzynowych. Napić można się było w nocy w nocnym lokalu, ale tych było bardzo niewiele i bardzo drogie. Zostawała sieć melin, zwanych życzliwie „u babci”. I zdaje się, o to właśnie chodzi – wracamy do „babci” i meliniarstwa z czasów PRL.


sobota, 13 września 2025

Krok IX w środowisku AA

W czasie, kiedy już bywałem na mityngach, ale jednocześnie jeszcze piłem, ukradłem kiedyś w przerwie mityngu dwadzieścia złotych. Po prostu z kieszeni czyjejś, nie wiem czyjej, kurtki. Minęły ze dwa lata, zanim dorosłem do tego, żeby na mityngu wyznać prawdę i zaapelować, poprosić, by zgłosiła się osoba, której kiedyś zniknął banknot o takim nominale. Powtarzałem to wielokrotnie, także na innych grupach w mieście, ale nikt się nie zgłaszał. Trwało to lata, ale bez efektu. Wymyśliłem wreszcie, że jeśli do określonego terminu nikt się nie zgłosi, ja wrzucę dwadzieścia złotych do kapelusza na mityngu. W wyznaczonym dniu, ostatni raz opowiedziałem swoja historię i ponowiłem apel, a jako, że odzewu nadal nie było, na oczach wszystkich wrzuciłem do kapelusza banknot, wyjaśniając, z czego to wynika, o co chodzi, po co to robię.

To wydarzenie i moją raczej negatywną ocenę własnego pomysłu opisałem znacznie szerzej w artykule sprzed kilkunastu lat: https://meszuge.blogspot.com/2010/09/krok-9-programu-12-krokow.html Ale tym razem chodzi mi tylko o to, żeby dać znać, że anonimowi alkoholicy, członkowie AA, też czasem wyrządzają sobie krzywdy. Bo jakoś nie wierzę, żebym był jedynym takim przypadkiem na świecie. Przyzwyczajeni do zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone w okresie picia i wcześniej, jakoś nie dostrzegamy lub udajemy, że nie widzimy, własnych postaw i zachowań już w środowisku AA. Nie wszystkie takie krzywdy wynikały ze złej woli, z działania z premedytacją, z pragnienia wyrządzenia zła. Mogły być nieumyślne, wynikać z bezmyślności, naiwności, lub błędnej oceny sytuacji, to jednak nie zwalnia od konieczności dokonania zadośćuczynienia, prawda?

Asia trafiła do AA mocno poturbowana przez wieloletnie picie. Po pierwszym mityngu podeszła do niej Sponsorka i oferując przyjaźń, zrozumienie i pomoc. S. zapewniła, że jej linia sponsorska sięga do samego doktora Boba, więc to najlepsze, co Asię mogło spotkać. Asia wprawdzie nie miała pojęcia, kto to jest ten Bob i o co chodzi z liniami sponsorskimi, ale wolała się nie odzywać, żeby nie zrazić tej miłej pani w średnim wieku.
Alkoholiczki spotykały się raz w tygodniu przez następne trzy miesiące, a podczas tych spotkań S. czytała na głos Asi wyselekcjonowane przez siebie fragmenty książki „Anonimowi Alkoholicy”. Asia robiła też spis osób do których miała urazy, a po przeczytaniu połowy z tych wpisów, bo szkoda czasu na czytanie wszystkiego, dowiedziała się od S. że jej największą wadą charakteru jest słabe zaufanie do Boga i przekonanie, że nie jest wystarczająco dobra. Mocno to Asię zdziwiło, bo – do czasu – odnosiła spektakularne sukcesy w korporacji i była w swojej pracy bardzo dobra przez kilka lat, i była z siebie dumna – nie tylko z tego powodu zresztą.
Nieco później Asia robiła listę osób, które skrzywdziła i dostała polecenie, że ma im zadośćuczynić. Następnie jeszcze w galopującym tempie Kroki X i XI, i polecenie, że Asia musi sobie znaleźć podopieczne. Na pytanie o Krok XII słyszała, że tego się nie czyta, to właśnie praktyka sponsorowania. Usłyszała też, że jak sobie szybko nie znajdzie podopiecznych, to wyleci z hukiem z elitarnej grupy podopiecznych S. a wtedy wiadomo, zapije się na śmierć. Na jakiekolwiek pytania czy wątpliwości Asia słyszała w odpowiedzi, że ma się modlić i powierzać. A jeśli czuje się źle, z dowolnego powodu, a w sumie czuła się tak coraz częściej i coraz bardziej, to widocznie ma za mało AA w życiu.

Asia jakoś znalazła dwie podopieczne i, bez przekonania ani zrozumienia, starała się z nimi robić to samo, co robiła z nią S. – czytała i udzielała powierzchownych instrukcji na temat list z Kroku IV i VIII. Wracały lęki, znowu chciało jej się pić.

Minęło kilka miesięcy, nadeszły wakacje. W ramach urlopu Asia wyjechała za granicę. Jednak obowiązek bywania na minimum trzech mityngach tygodniowo nie został z niej zdjęty, uczestniczyła więc w spotkaniach w Plymouth, Torquay, i w Paryżu, co nie było dla niej wielkim wyzwaniem, bo angielskim i francuskim włada płynnie, a nawet znakomicie – była w tym tak dobra, że udzielała lekcji. Wtedy jednak zaczęły się kłopoty, bo Asia dowiedziała się, że to, co „sprzedała” jej S. to jednak nie jest AA-owski Program działania, ale w sumie... nie bardzo wiadomo, co. Zapewne jakaś prywatna wizja religijna, a nie duchowa, jej Sponsorki.

Po powrocie do Polski Asia wybrała się do kilku sąsiednich miejscowości na mityngi, znalazła sobie nową sponsorkę, która w ciągu ośmiu miesięcy zapoznała ją z Programem AA oraz pomogła zrealizować we własnym życie wszystkie, a nie tylko niektóre, Kroki. Do tego rzetelnie, a nie powierzchownie. Nowa sponsorka zwróciła uwagę na pożytki z modlitwy i medytacji, ale uznała, że w to ingerować nie będzie, bo wiara czy religia, to osobista i prywatna sprawa każdego człowieka.

Uważamy, że to nie nasza sprawa, z jakimi religiami identyfikują się nasi poszczególni członkowie. Powinna to być wyłącznie kwestia osobista, o której każdy decyduje w swoim imieniu i w świetle swoich powiązań z przeszłości lub aktualnie dokonanego wyboru. [WK, s. 28]

I tu pojawia się pytanie o te dwie podopieczne Asi. Obie zapiły zaraz po zakończeniu spotkań z Asią, ale obie pozbierały się już i aktualnie realizują Program AA raz jeszcze i według innych reguł. Pytanie: czy wróciły do picia przez Asię? Oczywiście nie. Czy Asia skrzywdziła je, oferując pod płaszczykiem AA jakiś problematyczny, sekciarsko-religijny program? Oczywiście tak. Asia nie działała ze złych pobudek, po części nawet wierzyła w sens tego, co robiła, starała się jak potrafiła i naprawdę jej zależało, ale dobra wola jednak nie zwalnia jej całkowicie od odpowiedzialności. Alkoholizm, choć jest chorobą niezawinioną, też od odpowiedzialności nie zwalnia. Za nieumyślne spowodowanie śmierci lub innych szkód, też się odpowiada, choć kara pewnie będzie mniejsza. Zawsze trzeba też pamiętać, że wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem.

I najważniejsze pytanie: czy, i jakie, zadośćuczynienie winna jest Asia swoim byłym podopiecznym?

Nigdy nikogo nie skrzywdziłem w AA, naprawdę? Jeśli jednak skrzywdziłem, to czy dokonałem zadośćuczynienia? A może wśród alkoholików krzywdy się nie liczą, a zadośćuczynienie się nie należy?

sobota, 6 września 2025

Jakim być sponsorem w AA?

Po raz trzydziesty dziewiąty, mniej więcej, usłyszałem stwierdzenie: moja sponsorka (lub sponsor) nie ma dla mnie czasu, więc pomyślałem, że coś jednak na ten temat napiszę. Kolejny raz, bo o sponsorowaniu już trochę napisałem.

Kilkanaście lat temu, w okresie największego zapotrzebowania na sponsorów w moim mieście, pomagałem jednocześnie pięciorgu podopiecznym. Jakoś dałem radę, bo już wtedy nie pracowałem, a po małżeństwie dawno już opadł kurz, ale też zdecydowałem, że nigdy więcej w coś takiego się nie wpakuję. Nie miałem żadnych wcześniejszych doświadczeń, więc nie zdawałem sobie sprawy, że sponsorowanie to wyjątkowo trudna służba, wymagająca wysiłku każdego rodzaju, uważności, dobrej pamięci, znajomości literatury AA, zaangażowania, cierpliwości, empatii, uczciwości, życzliwości i kilku innych. Uznałem, że jakość jest ważniejsza od ilości, a na bylejakość i powierzchowność – gdy w grę wchodzi czyjeś życie – po prostu się nie zgadzam. I tak wynotowałem sobie kilka ważnych elementów.

1. Czas, o którym była mowa na początku. Jeśli nie masz czasu dla sponsorowanego, z jakichkolwiek powodów, to może skieruj go do kogoś innego, nie udawaj, że sponsorujesz. Nie w tym rzecz, żeby mógł do sponsora wydzwaniać w środku nocy, ale po prostu o dostępność. Jeśli sponsor wyznacza podopiecznemu dwie godziny raz w tygodniu, to o dostępności właściwie nie ma mowy. O sensownym i odpowiedzialnym sponsorowaniu też nie. Dostępność nie oznacza kompletnego braku jakichkolwiek granic.

2. Naucz się słuchać. Jeżeli w trakcie współpracy planujesz sugerować pewne postawy i zachowania, to najpierw naucz się aktywnie i ze zrozumieniem słuchać. Jeśli nie słuchasz (np. bo już wszystko wiesz), a tylko wydajesz polecenia, to nie tworzysz bezpiecznej, pełnej zrozumienia atmosfery. Może i rządzisz, ale nie wspierasz.

3. Nie wolno grozić i zastraszać; o bezpiecznej i przyjaznej atmosferze już było. Owszem, zdarzają się sytuacje naprawdę trudne. Miałem podopiecznego, który robił może z pięć procent tego, co proponowałem, a i to nie zawsze. Powiedziałem mu wtedy z troską w głosie, że jeśli nadal tak to będzie wyglądało, to ja nie będę w stanie mu pomóc. Być może on potrzebuje jakichś specjalnych doświadczeń sponsora, ale ja nie jestem w stanie zmienić swoich, pod kątem jego potrzeb. Więc może pogadałby z Ziutkiem, akurat jest wolny i możliwe, że ma inne przeżycia.
Podopiecznym powtarzałem, że zapewne nie powtórzą moich sukcesów (o ile jakieś osiągnąłem), mają przecież swoje życie i pomysły na nie, ale ważne jest, żeby nie powtarzali moich błędów. Żeby to działało, musiałem o tych swoich błędach wyraźnie mówić. Tak, uczyć ich na własnych błędach.

4. Ważne wydaje mi się zachęcanie do służby na różnych poziomach struktury AA. Zachęcanie, wyjaśnianie korzyści, a nie wydawanie rozkazów. U was może to być różnie, ale u nas w AA służbę powierza grupa, a nie decyduje o tym sponsor alkoholika, ani tym bardziej on sam. Z szalejącej samowoli podopieczny rezygnuje najpóźniej na Kroku Trzecim.

5. Jeżeli chcesz przekazywać Program, musisz go znać, rozumieć, w pewnym sensie mieć (mieć w duszy – kto ma, ten zrozumie). Niezbędne są tu doświadczenia Anonimowych Alkoholików, które czasem słyszy się na mityngach, ale głównie zawarte w książkach AA. Od sponsora nauczyłem się: my w AA znamy literaturę AA i nadal uważam, że ma to sens i jest ważne.

6. Staraj się być cierpliwy. Pamiętam jak po latach doświadczeń zaczęło mi się wydawać, że pewne rzeczy są oczywiste i proste. Zapewne takie były... dla mnie. Niekoniecznie dla podopiecznego, nowicjusza.

7. Uważaj, żeby nie wpaść w pułapkę odgrywania roli wszystkowiedzącego boga. Jako sponsor jestem w AA alkoholikiem od przekazywania Programu, a nie od poradnictwa w zakresie psychologii rodzinnej i opiekuńczej, prawa pracy, medycyny (sugerowanie lub zabranianie stosowania leków!), mechaniki pojazdowej, systemów podatkowych, polityki, religii itp. To nie znaczy, że nie wolno czasem o czymś takim porozmawiać – napisałem, żeby wystrzegać się poradnictwa, a zwłaszcza narzucania osobistych przekonań.

8. W pracy z podopiecznym kieruj się życzliwością, jego interesem i możliwościami.

Zapewniam z pełną odpowiedzialnością, że nie każdy w AA musi byś sponsorem. Są alkoholicy, którzy – z jakiegoś powodu – nie powinni się tego zadania podejmować. Na szczęście w AA jest wiele służb do pełnienia i jeśli chcesz być pomocny i przydatny, to na pewno znajdziesz coś dla siebie i z korzyścią dla innych.



O sponsorowaniu było już w...

środa, 3 września 2025

Co robi, a czego nie robi AA?

Usłyszałem ostatnio, że AA nie załatwia pracy i nie pożycza pieniędzy. Przypomniało mi się, że te różne wyliczanki, czego to AA nie robi, słyszałem od swoich pierwszych mityngów. Zapewne to i dobrze, po co nowemu w AA rozczarowania i zawody, bo sobie uroił, że mu tam pożyczą pieniądze, podżyrują pożyczkę, załatwią pracę i mieszkanie.

Pierwszy raz drobna konsternacja nastąpiła, gdy przed świętami 1998 roku jęczałem na mityngu, że na wigilię będę miał placki ziemniaczane, bo na nic innego mnie nie stać. Po mityngu podszedł kolega, wręczył mi dziesięć złotych i poradził, żebym kupił karpia. Nie było ani słowa, czy to pożyczka, czy darowizna. Karpia nie kupiłem, nie umiem zrobić i nie lubię, a po świętach zwróciłem mu te pieniądze. Było mi zwyczajnie głupio, bo z tym użalaniem się nad sobą to jednak mocno przesadziłem, święta były skromne, ale nie aż tak, żeby mi było potrzebne dziesięć złotych.

W każdym razie to był moment, w którym zacząłem się zastanawiać nad różnicami: czego nie robi Wspólnota AA, a czego nie robią pojedynczy członkowie AA? Dziś może się to wydawać śmieszne, ale wtedy nie było takie proste. Sam słyszałem, jak alkoholik odmówił udzielenia koledze drobnej pożyczki, mówiąc, że w AA nie pożycza się pieniędzy.

Następny zgrzyt miał miejsce podczas lektury „Życia w trzeźwości”. Mnie przyjmowano do AA, zadając pytania o to, czy picie mi szkodzi i mam przez nie problemy, i czy mam pragnienie zaprzestania picia. Wszystkich tak odpytywano i jednych przyjmowano, a innych nie. Ale w książce przeczytałem:

Zresztą nie rejestruje się tam w ogóle imion ani członków, ani gości na spotkaniach; niczego się nie podpisuje i nie odpowiada na żadne pytania („Życie w trzeźwości”).

To jak to jest, w AA nie zadaje się żadnych pytań, ale prowadzący mityng AA i to podczas spotkania AA, jednak może? To były czasy, kiedy nic jeszcze nie wiedziałem o szalejącej samowoli i o zdolności do podporządkowania się.

Po latach pojawiły się komputery, internet, strony www, komunikatory, media społecznościowe i inne takie, i dziś wykazy tego, czego nie robi AA, można znaleźć w setkach lub tysiącach miejsc. Także na stronach grup, intergrup, regionów AA. To istotna zmiana, bo pamiętam oficjalny komunikat IŚO: Intergrupa Śląska Opolskiego odcina się od wszystkich treści zamieszczanych w Internecie. Tak... dawne złe czasy.

Z paru stron wynotowałem sobie, czego nie robi AA, na przykład:
- Nie tworzy spisów członków ani nie przechowuje ich historii życia i choroby.
- Nie stawia prognoz – ani medycznych, ani psychologicznych, ani żadnych innych.
- Nie twierdzi, że alkoholizm jest dziedziczny, albo że jest chorobą czysto fizyczną.
- Nie udziela pomocy w odtruwaniu (detoks), nie ordynuje leków, ani nie udziela żadnej pomocy medycznej.
- Nie twierdzi, że jest tylko jeden sposób na wyzdrowienie, ani że wszyscy alkoholicy są tacy sami.
- Nie stawia diagnoz ani prognoz, nie udziela porad medycznych czy psychiatrycznych.
- Nie zajmuje się mechanizmami uzależnienia, na przykład mechanizmem iluzji i zaprzeczeń.
- Nie oferuje mieszkania, wyżywienia, pracy, pieniędzy ani innych usług socjalnych.
- Nie angażuje się w praktyki religijne ani działalność polityczną.
- Nie udziela pomocy prawnej, nie wystawia zaświadczeń do sądów czy więzień.
- Nie udziela konsultacji domowych, zawodowych ani rodzinnych.
- Nie pobiera żadnych opłat za swoje działanie.
- Nie dostarcza alkoholikom wstępnej i dalszej motywacji do zdrowienia.
- Nie angażuje się w edukację czy propagandę na temat alkoholu i alkoholizmu. Itd. Itd.

Prawdopodobnie można by znaleźć lub przypomnieć sobie, albo wymyślić, drugie tyle.

W kilku powyższych przypadkach można mieć wątpliwości. Czy w Wielkiej Księdze nie jest przechowywana historia życia i choroby niektórych alkoholików (piciorysy, historie osobiste)? Jeśli mityng rocznicowy grupy AA rozpoczyna się mszą świętą, to czy naprawdę nie angażuje się w praktyki religijne? Czy grupa nie potwierdza obecności na mityngu osobom skazanym, na potrzeby ich wychowawcy? Jeśli rodzina mojego podopiecznego poprosi o spotkanie i proste wyjaśnienie, co on robi, gdzie i po co, to czy powinienem odmówić? Czy nie są organizowane spotkania informacyjne w szkołach (to nie jest niesienie posłania w ramach V Tradycji)?

Wychodzi więc na to, że zdecydowanie prościej byłoby wymienić, co robi AA dla alkoholików. No tak, jasne, pomaga trwać w trzeźwości i ją osiągnąć. A konkretnie? Tak, dostarcza alkoholikowi, za jego pieniądze zresztą, literaturę, jeśli nie niezbędną, to bardzo pomocną w osiąganiu trzeźwości. Niewątpliwie ważne są też spotkania (mityngi) AA, ale pod warunkiem, że alkoholicy dzielą się na nich nawzajem doświadczeniem, siłą i nadzieją, że mogą oni rozwiązać swój wspólny problem i pomagać innym w zdrowieniu/wyzdrowieniu/wytrzeźwieniu z alkoholizmu (Alcoholics Anonymous is a fellowship of men and women who share their experience, strength and hope with each other that they may solve their common problem and help others to recover from alcoholism).

Stosunkowo łatwo było i jest odróżnić, czego nie robi Wspólnota AA, od tego, co może zrobić pojedynczy uczestnik mityngów AA. Wykaz tego, co robi cała Wspólnota AA dla alkoholików, wydaje się tak naprawdę spisem działań jednej, kilku lub wreszcie kilkudziesięciu alkoholików, a Program AA, będąc programem duchowym, a nie religijnym,  zaprasza swoich członków do własnego, osobistego i prywatnego zrozumienia pojęcia Siły większej niż nasza własna. Nie interesuje nas to, jakie są wierzenia naszych członków. Są to sprawy całkowicie prywatne (WK).

poniedziałek, 25 sierpnia 2025

Powrót trzeźwego myślenia

Dawno, dawno temu, pod koniec wojny, firma IBM wypuściła na rynek pierwsze komputery ENIAC, zwane wtedy maszynami myślącymi, elektronicznymi maszynami cyfrowymi, mózgami elektronowymi itp. Pojawiły się obawy, wtedy uważane za całkiem realne, że przez te urządzenia, ludzie oduczą się myślenia. Żeby się oduczyć, trzeba by się wcześniej nauczyć, a z tym bywało i bywa różnie, ale zostawmy to.
Pojawiły się więc ulotki, naklejki firmy IBM: Think, think, think – był to skrót od: myśl, co chcesz zrobić, myśl, co robisz i pomyśl, co zrobiłeś. Miały zwracać uwagę, by nie zwalać wszystkiego na komputery; nawet najszybszy komputer (sztuczna inteligencja) nie zwalnia człowieka od myślenia.

Podobno hasło „think, think, think” przyswoiły sobie niektóre grupy AA w krajach anglojęzycznych i wieszają stosowne tablice w salach mityngowych. Zupełnie mnie to nie zdziwiło, uważam to nawet za bardzo naturalne, normalne i oczywiste. Przecież trzeźwienie to powrót do zdroworozsądkowego myślenia, a nie wyłącznie myślenia. Oczywiście, jeśli ktoś nie ma do czego wracać, to ten system myślenia trzeba zbudować od nowa i to też czasem dzieje się dzięki Programowi Dwunastu Kroków.

Cały ten temat z myśleniem powrócił, gdy kilka lat temu usłyszałem, że alkoholik powinien wyłączyć myślenie, że z tego myślenia to same kłopoty i ból głowy, więc myślenie należy zastąpić... wiarą. W tym momencie bardzo wyraźnie zapachniało sektą.
Nie myśl, nie kwestionuj, nie zastanawiaj się, nie dopytuj, nie kontestuj, nie wątp, pamiętaj, że nic nie potrzebujesz rozumieć, wystarczy, żebyś wierzył i powierzał – to właśnie popularne rady i sugestie wciskane członkom sekty przez jej liderów/guru.

Nie tak dawno słyszałem rozmowę sponsorki z podopieczną
- Podopieczna: dlaczego przy Czwartym Kroku nie robiłyśmy tabeli lub listy osób skrzywdzonych, przecież w Kroku Ósmym mowa jest o tym, że mamy ją już gotową?
- Sponsorka: za dużo myślisz, czy jesteś pewna, że nie marzy ci się powrót do kontrolowanego picia?
- Podopieczna: nie, wcale nie chce mi się pić, po prostu jestem ciekawa, bo słyszałam o tym na mityngu...
- Sponsorka: mówiłam, żebyś nie słuchała na mityngach jakichś mądrości terapeutycznych, nie wystarczy ci to, co mówię? To może sama zostań swoją sponsorką, bo ja mam coraz więcej wątpliwości, czy tobie w ogóle można pomóc...

W tym momencie podopieczna zaczęła w przerażeniu jąkać się i usprawiedliwiać, najwyraźniej obawiając się jakiejś kary, wreszcie tłumaczyć się płaszczyć i błagać. Odszedłem zniesmaczony, bo tego nie dało się słuchać.
Zastanowiło mnie to, co usłyszałem na końcu „czy tobie w ogóle można pomóc” – moim zdaniem to manipulacja i zastraszanie. Gdyby jeszcze powiedziała: nie mam pewności, czy potrafię ci pomóc, to może miałoby to sens, ale tak, przekaz jest jednoznaczny – ja jestem alfą i omegą, ja znam najlepszy amerykański sposób poznawania Programu, więc jeśli to kwestionujesz to zdechniesz marnie, bo już nikt nie udzieli ci pomocy. To straszenie, że „już nikt nie udzieli ci pomocy” słyszałem też przy innej rozmowie, a wynika z tego, że to JA jestem jedynym ratunkiem dla ciebie, beze mnie wrócisz do picia i moralnego upadku.

Gdyby podopieczna była w stanie myśleć, być może zaczęłaby się zastanawiać, skąd pomysł, że tylko ta jedna sponsorka może jej pomóc? Skąd pomysł, że żadna inna alkoholiczka jej nie pomoże? Skąd przekonanie, że można czarną owcę usunąć „ z naszej listy whatsappowej”, a pozostałym zakazać komunikowania się z nią, co ma być rzekomo objawem miłości i służby?

Przypomniał mi się, niesławnej pamięci, David B. autor codziennych sugestii, zwany „panem sześć punktów”, a zwłaszcza jego rozumienie idei Kroku Pierwszego, która miała się sprowadzać do absolutnego, ślepego posłuszeństwa sponsorowi. (o tym panu można poczytać tu: https://aacultwatch.blogspot.com/search?q=david+b, na stronach poświęconych śledzeniu różnych kultów w środowisku AA.

Anonimowi Alkoholicy są wyjątkowo podatni na działanie różnych sekciarzy. Trafiają do Wspólnoty ludzie pogubieni, pełni wątpliwości i lęków. Takich bardzo łatwo przyciągnąć do sekty, jakich wiele powstaje wśród milionów alkoholików. Obroną byłoby myślenie, „think, think, think”, ale przecież rozsądne trzeźwe myślenie nie jest dostępne dla nowicjuszy. Więc może starsi powinni pomagać. Jak kiedyś przed uwodzicielami, tak teraz przestrzegać przed sekciarstwem w AA?

poniedziałek, 11 sierpnia 2025

Porady, ale nie dla wszystkich

Robert Cialdini w książce „Wywieranie wpływu na ludzi” sugeruje:
I na koniec jeszcze jedna wskazówka: ustal sobie cel i własnoręcznie go zapisz. Jakikolwiek by ten cel nie był, ważne jest, aby go ustalić i wiedzieć dokładnie, do czego się zmierza, a następnie to zapisać. Jest coś magicznego w samym akcie zapisania. Tak więc zapisz swój cel. Gdy go już osiągniesz, znajdź sobie i zapisz cel następny.

W poradnikach pozytywnego myślenia, osiągania ważnych celów, zdobywania różnych życiowych szczytów, często natykałem się na podobne rady. Już nawet nie chodzi o zapisanie, co wręcz o powiadomienie wszystkich krewnych, znajomych, powinowatych, współpracowników i sąsiadów, o swoim planie, pomyśle, postanowieniu, decyzji o tym, że już od jutra zaczynam realizować... to lub tamto. Miało to utrzymywać wysoki poziom motywacji. Lata mijały, a ja miałem co do tego coraz więcej wątpliwości.

W moim przypadku wyglądało to całkiem inaczej. We wczesnym dzieciństwie radośnie i ochoczo opowiadałem o swoich planach i zamierzeniach, jak to dziecko, ale bardzo szybko przekonałem się, że to nie jest dobry pomysł. Zbierałem kieszonkowe na autko. Koledzy, którym o tym powiedziałem, uznali, że to autko jest kiepskie i oni takiego to nawet za darmo by nie chcieli. Na zabawkę nazbierałem, ale już mnie tak nie cieszyła. Wtedy jeszcze nie przychodziło mi do głowy, że oni mogą kłamać, a zrozumienie powodów, dla których kłamali, zajęło mi naprawdę wiele czasu.
Kilka lat później okazało się, że jeśli zdradziłem swoje plany, a one mi się nie powiodły, to narażałem się na śmieszność, kpiny i drwiny. Nie lubiłem, jak się ze mnie śmieją, nadal za tym nie przepadam. Jako dziecko po prostu cierpiałem.
Kolejny skok czasowy – opowiedziałem o swoich planach, zamierzeniach i pomysłach, a znajomi z firmy pobiegli sprintem do szefa, żeby mój pomysł przedstawić jako własny. Jeśli nawet nie próbowali podkraść mi rozwiązanie czy koncept, to starali mi się przeszkadzać w jego realizacji. Też jeszcze nie rozumiałem, że znajomi z pracy, szkoły, boiska czy skądś tam, nie są wzorem ludzi, kochających bliźniego, dobrze życzącymi innym, wspierającymi, pomocnymi. Zaczynałem rozumieć, że – być może – te porady mają sens w jakichś normalnych społecznościach, ale wśród Polaków, ludzi zawistnych i często nienawidzących siebie nawzajem za nic, coś takiego nie działa albo słabo i rzadko. 
W taki oto sposób nauczyłem się nie zdradzać swoich pomysłów, projektów, zamierzeń i marzeń. W Polsce była i jest to postawa zdecydowanie bardziej zdroworozsądkowa, oparta na moich, i nie tylko, konkretnych doświadczeniach i przeżyciach.

Nie mam racji, Polacy tacy nie są? Wystarczy poczytać komentarze na blogu z ostatnich lat. Czym alkoholicy różnią się od innych ludzi? Alkoholicy są tacy sami, jak inni ludzie, tylko bardziej. Bardziej zawistni, bardziej nienawistni, bardziej agresywni, złośliwi i szczujący.

W środowisku alkoholików z AA zaobserwowałem jeszcze specyficzną prawidłowość związaną z oficjalnym ogłaszaniem planów i zamierzeń. Ziutek wraca na mityngi po zapiciu. Dramatycznie pyta, co on ma robić, bo już nie daje rady. Jedni radzą mu terapię, ale ten pomysł Ziutek odrzuca – na terapiach był już siedmiu i efekt tego jest żaden. To podpowiadają mu, żeby znalazł sponsora i zaczął z nim poznawać i realizować w swoim życiu Program Dwunastu Kroków. Kilka dni później Ziutek radośnie ogłasza, że znalazł sponsora i na dniach zaczyna z nim pracę. Kupuje nową Wielką Księgę, ładuje telefon, bo przecież będzie się musiał często kontaktować ze sponsorem i innymi alkoholikami, cieszy się, bo dostał jakieś sugestie do wykonania, o wszystkich tych działaniach i planach opowiada w gronie znajomych i na mityngach i... wraca do picia.
W taki sposób Ziutek zaczynał z kilkunastoma sponsorami. Alkoholika takiego jak Ziutek znam niejednego. Za to schemat jest powtarzalny: powrót po zapiciu, demonstracyjne poszukiwania sponsora, manifestacja radości, bo sponsor się znalazł, opowiadanie o tym, co sponsor zalecił na początek, ostentacyjne kupowanie książek (poprzednie po pijanemu zgubił albo wyrzucił), publicznie okazywana determinacja i radość, bo pierwszy termin spotkania ze sponsorem uzgodniony i... powrót do picia. Czyżby dzielenie się planami i zamiarami było na tyle satysfakcjonujące i wyczerpujące, że skoro ta najważniejsza i najtrudniejsza (sic!) praca została wykonana, to można się już w końcu napić?

Nie będę się upierał, że sama ta idea opisana w poradnikach jest guzik warta. Po prostu nie sprawdza się ona w moim przypadku i przynajmniej kilkunastu, które znam z obserwacji. A chodzi w sumie o to, żeby samemu sprawdzić we własnym życiu, zanim zacznie się powtarzać teoretyczne mądrości. Dotyczy także innych teoretycznych mądrości.

poniedziałek, 4 sierpnia 2025

Niekonwencjonalny styl życia

Żeby rozważać pytanie, czy istnieje jakiś specyficzny styl życia niepijących alkoholików, często członków AA, trzeba najpierw zrozumieć, co w ogóle znaczy to określenie. Styl życia jest to całokształt codziennych zachowań człowieka, nawyków, decyzji i wyborów, charakterystyczny dla jego położenia, który odzwierciedla jego system wartości, sposób funkcjonowania w życiu, postawę wobec innych ludzi, także specyficzne przekonania. Tak więc, czy istnieje jakiś typowy dla niepijących alkoholików styl życia? Oczywiście – tak.

W Polsce większość ludzi, prawie wszyscy, używają alkoholu. Także ci, którzy normalnie nie piją. Nawet jeśli jest to sporadyczne, raz na kilka lat, na przykład ślub córki, zabawa sylwestrowa w firmie z udziałem szefa, to jednak zdarza im się wypić choćby kieliszek szampana. Całkowita, absolutna abstynencja, jako styl życia, jest czymś bardzo rzadkim.

Spotkania AA zwane u nas mityngami. Regularnie uczestniczą w nich alkoholicy, a nieuzależnieni, jeśli w ogóle, to bardzo, bardzo rzadko, sporadycznie albo wcale. Regularne lub/i częste uczestnictwo w mityngach AA, to też element specyficznego stylu życia, wynikającego z przekonania, że coś takiego jest potrzebne, wskazane lub nawet niezbędne.

Unikanie miejsc, do których przychodzą normalni ludzie głównie po to, żeby pić razem alkohol. I nie chodzi o upijanie się, ale na przykład o dwa piwa w pobliskiej pijalni piwa, po racy z kolegami, po meczu, a przed powrotem do domu.

Spory pakiet przekonań wyniesionych z terapii odwykowej lub środowiska AA, albo jednego i drugiego. Na przykład: spotkania i dłuższe spędzanie czasu z osobami pijącymi alkohol i pijanymi może być nawet niebezpieczne, grozi nawrotem lub choćby złym samopoczuciem. Podobnie jest z kupowaniem alkoholu, składaniem się na alkohol, dawaniem go w prezencie.

Zestaw przyjaciół, kolegów i znajomych. W książce telefonicznej mamy alkoholików wyjątkowo dużo, często większość.

Typowe, charakterystyczne i wręcz rzucające się w uszy jest nadużywanie zaimków osobowych. W relacjach ze zdrowymi ludzi bywa to wyjątkowo rażące, bo wiecznie to ja, ja i ja. Jednak specyficznemu językowi alkoholików można by poświęcić solidne, odrębne opracowanie.

Trzeba rozbić złudzenie, że jesteśmy jak inni ludzie albo że niedługo tacy będziemy [WK, s. 30].

Czy wszystkie te elementy występują zawsze, do końca życia, u każdego niepijącego alkoholika? Oczywiście, że nie – nic nie jest stuprocentowe, może poza śmiercią. Wystarczy, że dla większości alkoholików są to postawy, zachowania, przekonania, typowe na tyle, żeby kształtowały specyficzny styl życia. Czy jest on czymś złym, niewłaściwym, nagannym? Powiem tak: jeśli za określonymi przekonaniami i postawami nie idą zachowania, które kogoś krzywdzą, to nie. Czy sprawiają przyjemność, uszczęśliwiają? Tu już bywa bardzo różnie – zdarza się, że po latach już nie, ale alkoholicy często boją się zmienić pewne zachowania, zweryfikować przekonania, więc ten specyficzny styl życia podtrzymywany jest nadal.

czwartek, 17 lipca 2025

Na mityngach uczę się życia?

Jedno z mityngowych zaklęć, które znam od pierwszego mityngu i czasem słyszę do dziś. Możliwe, że na początku sam je wygłaszałem w czasach bezmyślnego powtarzania „mityngowych mądrości”.

Wiktor Osiatyński napisał w jednej ze swoich książek, że u alkoholików typowy jest niedobór pewnych umiejętności życiowych i społecznych, czy jakoś tak, podobnie. Do dziś pamiętam, jak nieswojo i smutno mi się zrobiło, kiedy zorientowałem się, że mnie to też dotyczy, choć miałem wtedy ponad czterdzieści lat.
O tych umiejętnościach życiowych raczej w ogóle nie ma co mówić, ale przez dłuższą chwilę naprawdę rozważałem możliwość poprawienie swoich umiejętności społecznych, to jest ulepszenia lub poprawienia relacji z innymi ludźmi. Szybko okazało się, że mityng AA nie jest do tego odpowiednim czasem i miejscem. Wręcz przeciwnie.

O setek lat znane jest na świecie powiedzenie qui tacet, consentire videtur – kto milczy, ten zdaje się zezwalać, lub prościej: milczenie oznacza zgodę. Oczywiście wiadomo, że nie oznacza jej w sensie formalno-prawnym, ale w codziennym życiu często można spotkać się z pytaniem lub zarzutem – skoro się nie zgadzałeś, to czemu nic nie powiedziałeś?

Scenariusze mityngów AA zostały skonstruowane nie po to, żebym się czegoś nauczył, ale po to, żebym się bezpiecznie i dobrze czuł. Nikt nie może zwrócić mi uwagi, nawet jeśli bezczelnie kłamię lub plotę od rzeczy, skomentować mojej wypowiedzi ani jej przerwać (chyba, że ględzę za długo, ale i z tym bywa różnie). Nikt nie może ze mną i moimi kocopołami polemizować. Nawet dopytać mnie o nic nie wolno. Milczenie uczestników mityngu wydaje się oznaczać aprobatę dla tego, co mówię. Czy w tych warunkach mogę dowiedzieć się i zrozumieć, że nie mam racji, że się mylę, że moje kłamstwa zostały zdemaskowane? Jest jakaś szansa, że dowiem się, co i jak powinienem zrobić, jeśli nikomu nie wolno udzielić mi żadnej rady? Czy, wobec pozornej zgody uczestników, wpadnie mi do głowy, żeby korygować swoje przekonania? O absurdalnym zakazie używania „my” na wielu polskich mityngach w ogóle nie ma co wspominać.

Mityngi dały mi to, co mój sponsor lubi nazywać jednym z najważniejszych słów w Wielkiej Księdze – AA sprawiło, że w moim życiu pojawiło się słowo »my«. »Przyznaliśmy się, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu…«. Już dłużej nie musiałem być sam [WK z 2018 roku].

Podczas mityngów AA oduczam się (niestety) normalnych i naturalnych relacji z innymi ludźmi, ale... mityng AA nie jest okazją do nauki życia społecznego, nie taki jest przecież jego cel. Tu jednak dobrze byłoby uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Czy w AA w ogóle nie da się doskonalić umiejętności społecznych? Ależ da się! W służbach poza moją grupą AA. Na przykład w Intergrupie, gdzie musiałem się uczyć współpracować dla wspólnego dobra z grupą ludzi, z których przynajmniej połowy w ogóle nie znałem, trzech nie lubiłem, dwóm nie ufałem, a jeden był moim przyjacielem (czyli dokładnie tak, jak to bywa w życiu w różnych grupach społecznych). Ale tutaj, w tych warunkach, mieliśmy działać i zrobić coś razem dla wspólnego dobra. Tak – MY razem.

wtorek, 8 lipca 2025

Wiem, to nie znaczy, że mam

Przeglądając artykuły ze starych biuletynów, natknąłem się w „Mityngu” (1/43/2001) na króciutki tekst „Ze wspomnień alkoholika”:

Przychodzę na swój pierwszy mityng. Słucham ale niewiele rozumiem. Zadano mi jakieś pytanie i przyjęto do AA oklaskami. Zrozumiałem na tyle, że zostałem AA i mam teraz nieść posłanie. Na następnym mityngu czułem się więc upoważniony, aby zabrać głos, ale już jako AA. Przypomniałem sobie to, co poprzednio usłyszałem - choć nie zrozumiałem - i pomieszałem ze swoim poplątaniem, a następnie dumnie się wypowiedziałem. Nie byłoby to wcale tragiczne, gdyby na kolejnym mityngu poprzednio przyjmowany AA nie powtórzył tym razem moich słów, tylko, że jeszcze bardziej wszystko zagmatwał a później na kolejnym mityngu następny, następny itd... aż któregoś dnia znalazłem się na mityngu, gdzie wszyscy powtarzają chaotyczne, niezrozumiane słowa i ja zaczynam sobie zdawać sprawę, że jeśli wartość przedstawianych doświadczeń jest taka, jak moje pierwsze własne słowa, to możliwe, że moja trzeźwość jest zagrożona. Na tym mityngu nikt nie mówił o programie AA, o tym co działa i jak działa, liczyło się tylko to, co ja mam do powiedzenia.

Po chwili zastanowienia zorientowałem się, że od tamtego czasu nie zmieniło się nic albo bardzo niewiele. Przypomniało mi się też stwierdzenie „wiem, wcale jeszcze nie znaczy, że mam”, którego początkowo, i dość długo, chyba jednak nie rozumiałem w pełni. Ale dobrze to brzmiało, więc powtarzałem z zapałem.

Od swoich pierwszych mityngów starałem się uważnie słuchać tego, co mówią inni, zawłaszcza ci bardziej doświadczeni, z dłuższym stażem abstynenckim. Słuchałem i zapamiętywałem. Później powtarzałem te mądrości. Chciałem się popisać, jasne, ale też bardzo pragnąłem być taki, jak oni. Przynależeć, być jednym z nich, zaliczać się do swoich. Więc powtarzałem ich złote myśli, zgrabne powiedzenia i przekonania, nie zdając sobie sprawy początkowo, że owszem, znam je i pamiętam, ale to nie są moje doświadczenia. Miałem wiedzę o modnych i popularnych powiedzeniach, ale nie odnosiła się ona do moich przeżyć. Stosownych doświadczeń nie miałem.

Minęło ponad dwadzieścia lat. Zauważyłem, że choć same zaklęcia w tym środowisku bywają już często inne, to sam proces powtarzania cudzych przekonań, jest dokładnie taki sam. I napędza go to samo pragnienie: jeśli będę powtarzał zgrabne powiedzenia i mądrości znajomego, lokalnego lidera, który jest podobno piątym pokoleniem od doktora Boba, to stanę się taki sam, jak on.
Na spotkaniach grup, na których bywam, nie słyszę już od dawna: daj czas czasowi, ty tu jesteś najważniejszy, trzeźwienie jest nieskończone, AA jest jak mafia i innych takich. Co teraz bezrefleksyjnie się powtarza? Na przykład: moją wadą charakteru jest to, że za mało ufam Bogu, moim największym problemem jest przekonanie, że nie jestem wystarczająco dobry (niektórzy to też nazywają wadą), jestem „na Sugestiach”, to znaczy, że robię Program AA ze sponsorem, jeżeli się źle czujesz, to widocznie masz za mało AA w życiu. Były i inne, ale nie w tym rzecz.

Nieufność, która jest czymś innym niż brak zaufania konkretnej osobie w określonej sytuacji, jest wadą, ale nie ma takiej wady, jak nieufanie lub za małe ufanie Bogu. Gdyby tak było, to wszyscy ateiści i agnostycy byliby ludźmi wadliwymi, a to już gruba bezczelność i fanatyzm.
Nie jestem wystarczająco dobry? Na pewno tak, ale jeśli mam być trzeźwy, to właśnie powinienem rozpoznać, DO CZEGO jestem wystarczająco dobry, a do czego w ogóle nie mam kompetencji. Zwykle zaczyna się to w ramach Czwartego i Piątego Kroku. Nie da się być niewystarczająco dobrym do wszystkiego – w końcu tyłek potrafię sobie jakoś podetrzeć, a nawet wodę na herbatę zagotować, prawda? Parę innych też by się znalazło.
„Codzienne sugestie” (przywiozłem takie z Londynu w 2011 roku, ich autorem jest problematyczny David B.) nie są częścią Programu Dwunastu Kroków, nie występują w żadnej literaturze AA. Niektóre z nich, a z czasem pojawiły się różne zestawy, mogą nawet być przydatne, jeśli nie są szkodliwe dla zdrowia, ale realizacja tych sugestii nie oznacza pracy na Programie, nie jest realizacją Kroków. Sugestie to nie Program AA!
Koleżanka, która wróciła ze szpitala po poważnej operacji, kilka dni później nadal czuła się źle. Od sponsorki usłyszała, że ma za mało AA w życiu. Tego już komentował nie będę.

Przestroga. Nie popełniaj moich błędów. Potrzeba przynależności, bycia wśród swoich, więzi, zrozumienia, akceptacji, jest naprawdę ważna, ale zbudowana na cudzych przeżyciach, nie ma wielkiej wartości. Oszukiwanie siebie i innych, wmawianie sobie, że coś mam, gdy tak po prawdzie jeszcze nie mam, pomaga szybko zbliżyć się do grupy, ale jest oszustwem. To trochę tak, jak ze strojem – jeżeli ubiorę sukienkę, to z daleka mogę nawet przypominać kobietę, ale nadal nią nie będę. Gromadzenie własnych przeżyć i doświadczeń trwa pewnie dłużej niż udawanie, ale tak właśnie tworzy się realną wartość.

Dziel się szczodrze tym, co odkrywasz, i dołącz do nas [WK z 2018 roku, s. 164].

Ano właśnie – tym, co odkrywasz, a nie tym, co odkrył kolega i opowiedział na mityngu.


wtorek, 1 lipca 2025

Książki wspierają trzeźwienie

Nauczyłem się czytać samodzielnie i płynnie mniej więcej w ósmym roku życia i zostało mi to do dziś. Z lektur szkolnych nie przeczytałem jednej, bo zabrakło jej w bibliotece, natomiast wszystkie inne – tak. Z ciekawością lub bez, z przyjemnością i bez niej, zainteresowany lub znudzony, ale przeczytałem.

Cztery lata przed zaprzestaniem picia przeczytałem, polecone przez znajomą Al-anonkę, „Grzech czy choroba” i „Życie w trzeźwości”. Dzięki nim nie walczyłem w określeniem „alkoholik”; dowiedziałem się też o AA. Był też minus – uznałem, że teraz to ja wiem już tyle o alkoholizmie, że sam sobie poradzę. Oczywiście to był mój błąd, a nie książek.

Kiedy trafiłem na pierwsze mityngi nie wiedziałem, że jest jakaś specjalna literatura AA. Przed prowadzącym leżał laminat ze scenariuszem, Kroki i Tradycje oraz „24 godziny”, trzytomowe wydanie Duszpasterstwa Trzeźwości w Opolu. Myśl przewodnia, modlitwa i medytacja odpowiednie na dany dzień, zawsze były tematem mityngu. Tak było na wszystkich 5-7 grupach w mieście. Nie miałem pojęcia, że te bombastyczne, religijne teksty nie są literaturą AA. Stosowny tekst na każdy dzień czytałem codziennie. Starsi stażem mówili, że tak robią, to ich naśladowałem. Przestałem po ponad dwóch latach. Mniej więcej wtedy wpadła mi w ręce książka „Anonimowi Alkoholicy” oraz „12 Kroków i 12 Tradycji”. Trzecią pozycją, którą przeczytałem trochę przez przypadek, było „Anonimowi Alkoholicy wkraczają w dojrzałość”. Kolejności dalszych już nie pamiętam, ale ostatecznie przeczytałem wszystkie książki AA, które się po polsku ukazały.

Czytałem literaturę AA z wielu różnych powodów. Nie wszystkie one pojawiły mi się jednocześnie, do niektórych musiałem dorosnąć. Oto najważniejsza siódemka:

1. Od pewnego momentu chodziło mi o wytrzeźwienie, a nie o nieskończone trzeźwienie; z książek Wspólnoty starałem się dowiedzieć, jak miałbym to osiągnąć. Anonimowi Alkoholicy zapewniali, że jest to możliwe w odróżnieniu od terapii odwykowej, na której uczono mnie, że alkoholizm jest nieuleczalny.

2. Wymyśliłem sobie, że Anonimowi Alkoholicy w swojej historii popełnili naprawdę wiele błędów, a jeśli je poznam, nie będę musiał powtarzać ich na własnej skórze.

3. Miałem coraz więcej wątpliwości co do tzw. prawd i zasad AA serwowanych alkoholikom przez weteranów na mityngach. Miałem rację – miało to związek z faktem założenia AA w Polsce przez terapeutki, socjologa i harcmistrza; nikt z nich nie był alkoholikiem. Zrobili to najlepiej jak potrafili, ale wyszło im ostatecznie coś w rodzaju poterapeutycznej grupy wsparcia. Z ideami i zasadami AA nie miało to wiele wspólnego.

4. Mój sponsor ma takie powiedzenie: „my w AA znamy literaturę AA”. Było to dla mnie, i jest, rzeczą absolutnie oczywistą. Jaki sens miałoby chodzenie do szkoły, ale unikanie podręczników i lektur?

5. Literaturę Wspólnoty nazywano wówczas w tym środowisku skarbcem mądrości AA – to jak to ze mną jest, mam w dupie skarby? Które przy okazji mogą mi uratować życie? Aż tak psychiczny to ja jednak nie jestem. Więc oczywiste jest i naturalne, że dość szybko przeczytałem wszystko, a niektóre pozycje więcej niż raz.

6. Znajomość literatury mnóstwo razy przydawała mi się w dyskusjach z agresywnym weteraństwem, próbującym arogancko przedstawiać swoje przekonania, jako mądrość AA. Tu pamiętam zwłaszcza gorącą dyskusję z weteranem z Gdańska, który jak lew bronił procedury przyjmowania do AA. Nie musiałem się z nim kłócić, po prostu przeczytałem cytat: Któż z nas odważy się powiedzieć: „nie, ty nie możesz wejść”, tym samym przypisując sobie funkcję sędziego, ławy przysięgłych, a może też i kata swego brata alkoholika? Dlatego też nasze wieloletnie doświadczenie przetworzone teraz w postać Trzeciej Tradycji mówi: „Jesteś uczestnikiem AA, jeśli tak mówisz. Niezależnie od tego, co zrobiłeś, albo co jeszcze zrobisz, jesteś uczestnikiem AA dopóki ty tak twierdzisz” („AA wkraczają w dojrzałość”, s. 133). Rzucił się wtedy na mnie wściekle, twierdząc, że Bill W. nigdy by czegoś takiego nie napisał.
Na bazie tego oraz wielu podobnych wydarzeń powstało powiedzenie: trzeźwi ludzie mają przekonania zbudowane na wiedzy i doświadczeniu, a tacy... mniej trzeźwi mają przekonania zamiast wiedzy i doświadczenia.

7. Dzięki znajomości literatury AA mogłem sprawdzać i upewniać się, że jako sponsor, podopiecznym podsuwam rozwiązania wynikające z doświadczeń AA, a nie własne przekonania wyniesione, na przykład, z jakiejś terapii odwykowej lub DDA, czy problematyczne przekonania sponsorki.

„...poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (Jana 8:32). Czytanie literatury AA uwalniało mnie z niewoli błędnych przekonań, od przesądów, które nadal lęgną się na salkach mityngowych, od poglądów alkoholików, którzy nie zawsze kierują się dobrą wolą i życzliwością, od opinii niezorientowanej większości. Czytanie literatury AA po prostu się opłaca.

piątek, 27 czerwca 2025

Przemyślenia o skuteczności

Czasem w dyskusjach posługuję się informacją o skuteczności leczenia odwykowego, zaczerpniętą z forum dla profesjonalistów. Według nich do 7% alkoholików po terapii utrzymuje dożywotnią abstynencję. 


Jednak zdałem sobie sprawę, że nie są to dane najnowsze. Więc koleżanka znalazła mi nowsze. Co ciekawe, dotyczą one zarówno AA jak i terapii odwykowej. „Psychopatologia” Lidii Cierpiałkowskiej wydana została w 2008 roku, a w 2022 roku ukazało się wznowienie.


Przy rozważaniu na ten temat ważniejsze od liczb (48% - wow!) wydają mi się dwie inne kwestie:
1. Co konkretnie i dokładnie oznacza „skuteczność” w leczeniu odwykowym alkoholików i czy naprawdę tylko abstynencję?
2. Jakimi metodami badawczymi (metodologia – konkretnie!) posługiwali się profesjonaliści, którym takie lub inne wyniki wyszły?

Dodam może, że w moim przekonaniu skuteczność mierzona w okresie innym niż dożywotnio, nie stanowi informacji wiarygodnej ani sensownej. Chyba że za sensowne przyjąć stwierdzenie: sto razy rzucałem picie i zawsze się udawało. Inne, podobne, to: operacja się udała, ale pacjent zmarł.

Gdyby ktoś wiedział (WIEDZIAŁ, a nie tylko wydaje mu się), jak profesjonaliści badają skuteczność i co przez nią rozumieją, to byłbym wdzięczny za podpowiedź.

wtorek, 17 czerwca 2025

Fantazmaty na temat rodziny

Ze dwadzieścia lat temu wpadł mi w ręce list/artykuł napisany do jakiegoś czasopisma przez syna doktora Boba, Roberta (ur. 05.06.1918), znanego jako „Smitty”. Doktor Bob miał też adoptowaną córkę Sue, ale o niej później.

Sue Windows

 


Ten artykuł to nie była wersja elektroniczna, a po prostu kartka papieru z skserowanym tekstem. Niestety, gdzieś mi zniknęła i nawet nie wiem, kiedy. W tamtych czasach nie wydawał mi się ten artykuł specjalnie ważny. Nie dziwiło mnie też, że Smitty delikatnie, ale zdecydowanie weryfikował przekonania ojca, co do rzekomo wspaniałego życia po zaprzestaniu przez niego picia. Wtedy większość alkoholików żyła podobnie – na mityngach opowiadaliśmy, jak to w rodzinie jest coraz lepiej, i może nawet czasem w to wierzyliśmy. Tym niemniej często zdarzało się, że nasze żony sugerowały, żebyśmy w końcu poszli się napić, bo bez alkoholu jesteśmy nie do wytrzymania. Też opowiadałem, że w domu się poprawia – wydawało mi się, że tak należy, że przecież wszyscy tak robią. I rozpaczliwie chciałem wierzyć, że może jeszcze nie dziś, ale już niedługo stanie się to prawdą.

Po dłuższym czasie zorientowałem się, że nie ma sensu pytać alkoholików o relacje w rodzinie, bo... może nie tyle kłamią, co fantazjują, koloryzują, ale przede wszystkim opowiadają o swoich wyobrażeniach, nadziejach i oczekiwaniach w tym temacie, a nie o tym, co realnie jest. Kiedy mówiłem alkoholikowi, żeby mi już nie gadał o swojej szczęśliwej rodzinie, bo o to, to ja spytam jego żonę i dzieci, w wielu oczach widziałem przerażenie. Jednak niektórzy wierzyli w te swoje opowieści i bardzo możliwe, że ich rodziny by je potwierdziły... do czasu.

Minęło jeszcze więcej lat (musiało, bez tego by się nie obeszło) zanim zaobserwowałem powtarzające się zjawisko. Nie było tak zawsze, ale na tyle często, że zwracało to uwagę. Chodzi mianowicie o taki oto rozwój zdarzeń: alkoholik przestaje pić, nawet realizuje Program ze sponsorem, czy jakieś terapie, w jego rodzinie się wyraźnie poprawia i wydaje się to prawdziwe, a żona potwierdza. Tyle, że po 10-15 latach tego małżeństwa już nie ma, rozpadło się. Jak to, dlaczego, dlaczego skończyło się tak źle, skoro wydawało się, że jest już tak dobrze?

Po wielu rozmowach zarysował się pewien schemat. Żona i sterowane przez nią dzieci chodzą wokół wspaniałego ojca na paluszkach – żeby się nie zezłościł i nie wrócił do picia. Później, widząc jego starania, całkiem realne zresztą, udają szczęśliwość nadal, żeby go nie zniechęcić, żeby znowu nie było picia i bicia. Poza tym zmiany jakieś jednak są, więc można mieć nadzieję, że poprawiać będzie się dalej. Kolejny etap to pogodzenie się, że zmiany się skończyły, że lepiej już nie będzie. Mają przy tym świadomość, że alkoholik jednak się starał, zaczynają rozumieć, że na poważniejsze zmiany, nie ma co liczyć. Może nie jest do nich zdolny, może za mocno wbili mu do głowy, że egoizm to dobra postawa życiowa, a wady można przerzucić na Boga i nadal trenować je na bliskich, kto wie? W każdym razie żony godzą się z tym, co jest. Dla świętego spokoju, dla dobra dzieci, bo sąsiedzi, bo ksiądz... Bywa, że tak już zostaje do końca życia. Ale czasem jednak nie. Dzieci dorastają, zadają niewygodne pytania, formułują jakieś pretensje. Nie można ich już postraszyć zmarszczeniem brwi, a o biciu mowy nie ma, bo oddadzą. Matka dochodzi do wniosku, że jednak nie, nie zgadza się, nie chce bylejakości do końca swoich dni. Owszem, jest nieco lepiej, bo typ nie pije, ale to wcale nie znaczy, że jest dobrze. To już droga do rozstania.

Bill zaczął pisać „Anonimowych Alkoholików”, gdy od umownego początku AA (ostatnie picie doktora Boba) minęły trzy lata. Trzy lata! Nie trzynaście, nie trzydzieści... tylko trzy. Czy to była podstawa, by snuć wizje o przyszłości rodzin alkoholowych? Większość z tych kilkudziesięciu alkoholików miała w tym momencie kilka-kilkanaście miesięcy abstynencji! Na jakiej podstawie autor książki ubrdał sobie, że wie, jak będzie wyglądała przyszłość rodzin alkoholików???


Przykład, jak to było naprawdę. Bill i Lois nie mieli dzieci. Doktor Bob miał syna, o którym było na początku, i adoptowaną córkę. Doktor nie akceptował jej chłopaka, Ray’a Windowsa i żeby ją od niego odciągnąć, podsuwał jej alkoholika Erniego Galbraitha. Jego historia znalazła się w pierwszym wydaniu WK pod tytułem „The Seven Month Slip” (Siedmiomiesięczny poślizg). W wydaniu drugim już jej nie było, bo Ernie wrócił do picia. Wracał zresztą do nałogu wiele razy, do końca życia, po równie wielu nieudanych próbach utrzymania abstynencji.
Sue i Ernie Galbraith, którzy rozwiedli się około 1965 roku, mieli syna Mickey’a i córkę Bonnę. Bonna, czyli wnuczka doktora Boba, w 1965 roku popełniła samobójstwo po tym, jak najpierw zabiła swoje sześcioletnie dziecko.
Tak wygląda realna opowieść o przyszłości alkoholowej rodziny...


W poprzednim wydaniu polskiej Wielkiej Księgi dziewiąty rozdział zatytułowany był „Wizja rodziny przeobrażonej”. W wydaniu z 2018 roku mamy „O rodzinie”. Jedno i drugie jest przetłumaczone błędnie, bo w oryginale jest to „The Family Afterward”. Zastanawiające jest, czemu tzw. tłumacze coś takiego zrobili? Czyżby za wszelką cenę próbowali ukryć fakt, że są to fantazje, rojenia, przewidywania, nadzieje i marketing Billa, a nie rzeczywistość?

piątek, 13 czerwca 2025

Nareszcie wszystko jest jasne

W nowej Skrytce 2/4/3 nr 3(178)2025 wyczytałem, że... Przewodnicząca Rady Powierników zaprezentowała Plain Language Big Book – narzędzie do czytania Wielkiej Księgi. I wreszcie wszystko stało się jasne, pojawiła się też nadzieja, że skończą się wreszcie wątpliwości, dyskusje i spory. Plain Language Big Book to nie jest nasza Wielka Księga, tyle że napisana prostym językiem. To jest jedynie narzędzie do czytania właściwej Wielkiej Księgi, to jest książki "Anonimowi Alkoholicy". To podobnie jak z łyżką. Łyżka jest narzędziem do jedzenia zupy, ale... nie jest zupą i zupy nie zastępuje! Inny prosty przykład: okulary są narzędziem do czytania tekstu, ale nie są tekstem.

Wydaje się, że powinniśmy być wdzięczni za uporządkowanie i wyjaśnienie tej kwestii.

środa, 4 czerwca 2025

Weterani - skromność i pycha

Pamiętam przeczytaną gdzieś dawno temu historyjkę. Członkowie AA wpadli na pomysł, żeby kiedyś, po śmierci Billa i Boba, wybudować im obu okazały grobowiec, może jakieś mauzoleum. Kierowali się wdzięcznością i nie mieli na myśli nic złego. Kiedy dowiedział się o tym doktor Bob, powiedział do Billa zniesmaczony, że to nie jest właściwe, bo oni są jedynie dwoma pijakami, którzy tylko przestali pić. I na tym stanęło, pomysł nie został zrealizowany.

Na cmentarnych nagrobkach Williama G. Wilsona i doktora Roberta Holbrooka Smitha nie ma ani jednego słowa o wielkim dziele, którego wspólnie dokonali, ani nawet jednego słowa o AA.



Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa z nagrobkiem niejakiego Clarence’a Snydera. Napis na nim głosi: HE LED THE WAY IN AA (Prowadził w AA, Przewodził w AA, Był na czele w AA, Był liderem AA lub coś w tym stylu.). No cóż... alkoholicy jednak nie są tacy sami, nie są takimi samymi ludźmi.