środa, 23 stycznia 2019

Notatki sponsora (odc. 116)

Poważnym błędem ludzkiej natury jest to, że inteligentni ludzie mają wątpliwości i skrupuły, podczas gdy durnie są zawsze pewni siebie…

W popularnym portalu aukcyjnym wystawiłem na sprzedaż pewien przedmiot. Jego cenę ustaliłem na X, a koszty wysyłki na Y. Osobom, które tej formy handlu nie znają wyjaśniam, że nie da się tam wystawić na sprzedaż czegokolwiek, bez wyraźnie określonych kosztów przesyłki, a podczas finalizowania zakupu system ze trzy razy pyta, czy rozumiesz i zgadzasz się z ceną i kosztami.
W portalu tym można kupić mnóstwo przedmiotów za złotówkę, filmy, muzykę, książki, jednak zapłacić trzeba będzie ostatecznie znacznie więcej, bo sprzedawca ustawił koszty przesyłki na dwadzieścia złotych, na przykład. I wolno mu. Nie musi mi się to podobać, ale też nie muszę kupować.

Mój przedmiot kupiła pani i wkrótce potem zadzwoniła do mnie z pretensjami, że koszty wysyłki są za wysokie. Nawet starała się coś mi udowodnić, prezentując cennik poczty. Wyjaśniłem grzecznie, że koszty wysyłki, to nie tylko cena znaczka na pudełku, że w tym przypadku zawierają też cenę pudelka oraz zawiezienia go (ciężkie dosyć) na pocztę. Usłyszałem od pani, że jak ONA potrzebuje pudełko, to łatwo znajduje je na śmietniku, a na pocztę to ONA chodzi pieszo, bo spacer to zdrowie. Nie było sensu rozwijać tematu, więc stwierdziłem tylko, że klikając w stosowne miejsca zgodziła się zarówno na cenę towaru, jak i określone, konkretne koszty przesyłki. Pani poinformowała mnie, że ONA nie zwracała na to uwagi, bo ONA myślała, że te koszty będę zawierały tylko opłatę pocztową.

Zagadka: po czym poznałem, że pani, która dokonała u mnie zakupu, jest alkoholiczką?

Przypomniało mi to jak dawno, dawno temu mojego podopiecznego zaprosili na spikerkę. Na drugi koniec Polski. Trochę szalony pomysł, ale… kto bogatemu zabroni? Kłopoty pojawiły się, gdy tylko doszło do ustalania konkretów. Moje złe doświadczenia z początków spikerowania przydają się nie tylko podopiecznym, bo czasem opowiadam, że od pewnego czasu zawsze już dopytuję, kto zaprasza (w czyim imieniu) i jak wygląda sprawa zwrotu kosztów. Rozmawianie o pieniądzach może się z początku wydawać krępujące, ale tylko dzięki jednoznacznemu uzgodnieniu warunków, można uniknąć uraz, żalów, nieporozumień i pretensji. Jasne komunikaty rodzą jasne sytuacje, nieprawdaż?
W każdym razie rzecznik grupy zapraszającej zaproponował mojemu podopiecznemu nie tyle zwrot realnych kosztów przedsięwzięcia, co cenę najtańszego biletu na pociąg w obie strony. Oznaczałoby to podróż z wieloma przesiadkami, trwającą ponad siedem godzin. I wracać ma do domu zaraz po spikerce, bo ani nocleg, ani kolacja nie wchodzą w grę. Rzecznik usłyszał, że zapraszany gość nie po to kupował sobie i rodzinie samochód, żeby teraz tłuc się w poprzek kraju pociągami osobowymi, a poza tym ma już swoje lata, stan zdrowia też taki sobie, wiec ten pomysł z pociągami i zarwanymi dwoma nocami jest w jego przypadku zupełnie nie do przyjęcia. Rzecznik poznał też, bo o to namiętnie dopytywał, kalkulację kosztów w wykonaniu zapraszanego alkoholika, ale ta spotkała się tylko z jego pogardliwym prychaniem oraz teatralnymi westchnieniami. Podopieczny podziękował jednak grzecznie za zaproszenie i… w tym momencie cała sprawa mogła się skończyć, a strony rozstałyby się w miłej i przyjaznej atmosferze. Kłopot w tym, że rzecznik zaczął drążyć, argumentować i udowadniać.

Zapraszający alkoholik, rzecznik, strażnik Tradycji, oświadczył, że ON nigdy nie wpadłby na pomysł takiego wyłudzania pieniędzy od AA (insynuacja, że realny zwrot kosztów to wyłudzanie!), że ON albo odmawia przyjmowania pieniędzy od grupy zapraszającej, albo otrzymaną kwotę manifestacyjnie wrzuca z powrotem do ich kapelusza. Poinformował też mojego podopiecznego, że ten najwyraźniej nie zna Tradycji AA, skoro nie wie, że zaproszonemu spikerowi zawsze i wszędzie zwraca się tylko cenę przejazdu najtańszym środkiem lokomocji, a o jakimś wyżywieniu lub noclegu, to w ogóle nie ma mowy. Było też coś o braku wdzięczności dla Wspólnoty, o porównaniu pieniędzy kiedyś przepitych do cen paliwa, ale to już mniej ważne.

To że wielu alkoholików myli realne koszty z ceną biletu, znaczka itp., jest oczywiste i chyba nawet dość częste. Jednak zrozumienie, kto ostatecznie ustala te koszty, i że nie sumienie grupy AA w Polsce, najwyraźniej sprawia już potężny kłopot. Ale przecież sam takie rzeczy robiłem! Po pijanemu starałem się udowodnić w sklepie albo w restauracji, że mają za wysokie ceny/marże alkoholu, bo przecież tona ziemniaków w skupie kosztuje… Obecnie, jeśli mnie na coś nie stać, to tego nie kupuję, ale nie staram się już udowodnić i wykazać, że sprzedawca jest oszustem, złodziejem, wyłudzaczem.

Poziom egocentryzmu nietrzeźwych alkoholików wydaje mi się porażający – skoro ON/ONA coś tam uważa za słuszne, ONA/ON coś robi w określony sposób, to jest to wyraźnie niezbity dowód, że tak należy, że to jest właściwe, i wszystkich powinno obowiązywać. Mocne!

Przerzucanie na innych ludzi odpowiedzialności za własne pomyłki i niedopatrzenia może zrozumiałbym u pijanych, ale w przypadku alkoholików niepijących, rzekomo po Programie (ciekawe jakim?), obserwują z pewnym niesmakiem. U takich ludzi częstym dowodem na coś są też ich własne myśli: ja myślałem, że zrobisz mi to taniej, bo w końcu jesteśmy kolegami z AA. I teraz to inni mają odpowiadać za to, co ONA/ON sobie wymyślił!? Oczywiście takie sztuczki też robiłem po pijaku, też starałem się – rodzinę zwłaszcza – wrobić w poczucie winy argumentem „a ja myślałem, że…”.

Na koniec absurdalne, niebezpieczne przekonania, że we Wspólnocie AA są jakieś sztywne zasady  albo praktyki identyczne na całym świecie i wszystkich alkoholików obowiązujące, ale – co najważniejsze – dające się opisać w jakimś AA-owskim kodeksie. Świeczka pali się na każdym mityngu, nawet na innej półkuli, najlepiej kapelusz dzielić procentowo, weteran to ktoś, kto nie pije 25 lat i więcej… Przykładów są setki.

Sobotni warsztat nowego wydania Wielkiej Księgi odbył się w Opolu dopiero trzy razy (potrwa jeszcze parę tygodni), ale jego uczestnicy już zauważyli, że treść w tej wersji jest mniej autorytarna, mniej restrykcyjna, mniej… hm… czarno-biała. I bardzo dobrze. Mam też nadzieję, że podobny duch pojawi się w kolejnej wersji naszego Poradnika dla Służb, bo obecny jest nie tylko napisany urzędniczą nowomową, zalecający z naciskiem jedynie słuszne rozwiązania, ale też zawiera (niekiedy) zupełne bzdury.


Przekonanie o własnej racji na wesoło: https://www.youtube.com/watch?v=J1lrUY86i_w

3 komentarze:

  1. "Poważnym błędem ludzkiej natury jest to, że inteligentni ludzie mają wątpliwości i skrupuły, podczas gdy durnie są zawsze pewni siebie…"
    Ponownie de Mello "Trzy najtrudniejsze dla istoty ludzkiej rzeczy nie mają związku ani z wyczynami fizycznymi, ani z osiągnięciami natury intelektualnej. Pierwsza z nich- to odwzajemnienie nienawiści miłością, druga- przyjęcie odrzuconych, trzecia- przyznanie się do błędu."
    więcej
    Anthony de Mello – Przebudzenie

    OdpowiedzUsuń
  2. Meszuge nie manipuluj! Na różnych portalach aukcyjnych jest pełno handlarzy, którzy chcą zarobić na naiwnych klientach. Klient ma prawo niegocjować cenę. Jeśli nie podoba się Tobie Meszuge, że kupujący próbuje negocjować cenę to nie musisz sprzedać, może zanieść przedmiot do komisu lub antykwariatu tam oni za Ciebie ustalą cenę tego przedmiotu.

    OdpowiedzUsuń